Trzecie zwycięstwo z rzędu piłkarzy Tomasovii. Drużyna Pawła Babiarza tym razem pokonała w Lublinie Sygnał 5:2, ale nie bez problemów. Gospodarze kończyli zawody w... dziewięciu, a niebiesko-biali trzy gole zdobyli między 82, a 90 minutą spotkania.
W pierwszej połowie wynik po kwadransie otworzył Szymon Rak, ale zdecydowaną przewagę mieli przyjezdni. Oprócz posiadania piłki nie brakowało też dogodnych sytuacji. Udało się jednak zdobyć tylko jednego gola. Jego autorem w 36 minucie był Maciej Żerucha.
Gospodarze odważniej rozpoczęli drugą część spotkania, a w 55 minucie Przemysław Drabik chciał jeszcze wzmocnić środek. Przy linii bocznej czekali już: Kamil Wolski, a także Brillant Etana. Co ciekawe, zanim weszli na boisko, murawę musiał opuścił Paweł Baran, który obejrzał drugie „żółtko”. W dziesiątkę beniaminek jeszcze powalczył. Chociaż Żerucha w 59 minucie wyprowadził Tomasovię na prowadzenie, to błyskawicznie odpowiedział Maciej Welman.
Mimo liczebnego osłabienia ekipa z Lublina trzymała się dzielnie. Nie była jednak w stanie dotrzymać kroku rywalom, kiedy na boisku grała już dwóch piłkarzy mniej. A tak stało się od 78 minuty, kiedy drugi raz sędzia upomniał także Mateusza Miśkiewicza. Podwójnej przewagi goście z Tomaszowa Lubelskiego już nie zmarnowali. Najpierw karnego wywalczył Jakub Szuta, a na gola zamienił go Przemysław Orzechowski. W samej końcówce rywali dobił jeszcze Wiktor Łuczkowski.
– No cóż, może sędzia pomylił się z jedną kartką, ale reszta to bardziej nasza głupota. Trzeba przyznać, że pierwsza połowa przebiegała pod dyktando Tomasovii. My oddaliśmy za bardzo pole gry. Przeciwnik miał swoje okazje, ale było 1:1. Po przerwie wyszliśmy wyżej i odważniej. Mecz zrobił się bardziej wyrównany. Dostaliśmy jednak kartkę, za chwilę gola na 1:2, a mimo to, potrafiliśmy się podnieść. Wyrównaliśmy i myślę, że byłaby szansa chociaż na remis. Niestety, druga czerwona kartka podcięła nam skrzydła, potem pechowy karny i wszystko się posypało. Szkoda, bo tymi kartkami sami odebraliśmy sobie szanse, żeby powalczyć o korzystny wynik – ocenia Przemysław Drabik, trener Sygnału.
– Uważam, że z przebiegu meczu wygraliśmy zasłużenie, ale nie ma co ukrywać, że było nerwowo. Już do przerwy mogliśmy strzelić nawet pięć goli i później spokojnie usiąść sobie w szatni. Zamiast tego było 1:1, a remis utrzymywał się bardzo długo. W końcówce na pewno czerwone kartki przesądziły, ale wynikały one z tego, że przeciwnik już za nami nie nadążał. Skuteczność, to nasz największy problem w tym sezonie – przekonuje Paweł Babiarz, opiekun zespołu z Tomaszowa Lubelskiego.
Sygnał Lublin – Tomasovia Tomaszów Lubelski 2:5 (1:1)
Bramki: Rak (15), Welman (60) – Żerucha (36, 59), Orzechowski (82-z karnego), Łuczkowski (88, 90).
Sygnał: Kloczkowski – Paździerski, Fiedeń, Baran, Łopuszyński, Sztejno, Kuczyński (55 Brillant), Welman (85 Górski), Olszewski (46 Miśkiewicz), Karwat (55 Wolski), Rak.
Tomasovia: Budzyński – Pleskacz (72 Williams), Łuczkowski, Płocki, Mishchenko (72 Krosman), Orzechowski, Skiba, Lasota (60 Smoła), Żerucha (72 Kurzępa), M. Szuta (46 Wójtowicz), J. Szuta (85 Ozkavak).
Czerwone kartki: Baran (Sygnał, 55 min, za drugą żółtą), Miśkiewicz (Sygnał, 78 min, za drugą żółtą).