Rozmowa z Edytą Majdzińską, trenerką drużyny piłkarek ręcznych MKS FunFloor Lublin
- Przed sezonem do zespołu dołączyły nowe zawodniczki: bramkarka Austriaczka Antonija Mamic, obrotowa Sylwia Matuszczyk oraz rozgrywające Węgierka Szimonetta Planeta i Holenderka Anouk Nieuwenweg. Co pani powie na ich temat?
- Mamy dużo ciekawych transferów w tym sezonie. To bardzo fajne zawodniczki. Szkoda, że Sylwia Matuszczyk i Szimo Planeta miały dosyć długo uraz. Nie mogłyśmy się z nimi zgrać, złapać tempa na boisku. Mam nadzieję, że są to na tyle doświadczone, dobre zawodniczki, że z tygodnia na tydzień będzie to coraz lepiej wyglądało w naszym zespole. Cała piątka fajnie się prezentuje. Mam wrażenie, że są to zawodniczki świadome, już doświadczone, a takich nam było trzeba.
- Rozumiem, że w tej sytuacji skład MKS FunFloor będzie mocniejszy, niż w minionych rozgrywkach?
- Jestem szczególarzem. Dla mnie słowo „mocniejszy” nie odzwierciedla tego, co będziemy robić w tym sezonie. Mam poczucie, że obecnie mamy trochę więcej atutów w ataku pozycyjnym. Nad obroną musimy bardzo mocno pracować, aczkolwiek nie ukrywam, że fajnym wzmocnieniem jest Szimo Planeta w centralnym sektorze obrony i Antosia Mamic w bramce.
- Cele na sezon 2024/2025 to zdetronizowanie mistrza Polski Zagłębia Lubin, zdobycie Pucharu Polski oraz rozgrywki grupowe w europejskich pucharach. Pani trener, jest to realne?
- Wszystko jest realne w sporcie, jeżeli będziemy grać i przede wszystkim będą nas omijały kontuzje. Z ostatnim elementem mieliśmy bardzo dużo problemów w minionym sezonie. Ciągle ważne ogniwa nam uciekały. Mam nadzieję, że w tegorocznych rozgrywkach tego pecha będziemy mieć trochę mniej.
- Ciężko będzie odebrać Zagłębiu mistrzowską koronę?
- Oczywiście. To świetny zespół, bardzo doświadczony, który się także wzmocnił wieloma fajnymi zawodniczkami. Ale to jest sport. W zeszłym roku grałyśmy z nimi dwa mecze, zakończone remisami po 60 minutach. Także, wszystko jest w naszym zasięgu.
- Prowadzona przez panią drużyna, Zagłębie, KPR Gminy Kobierzyce… Kto jeszcze może włączyć się do walki o medalowe podium w Orlen Superlidze kobiet?
- Wszystko zależy od tego, jak nowe zawodniczki wkomponują się do zespołów, jak szybko drużyny będą się rozwijać. Bardzo ciekawe jest to, że w tym roku aż cztery zespoły będą brały udział w rozgrywkach europejskich. To bardzo szachuje w rozgrywkach krajowych, wiemy coś na ten temat. W zeszłym roku nie wytrzymałyśmy takiego tempa gry, nie dałyśmy rady, pogubiłyśmy punkty, które były nam potrzebne w tabeli na koniec sezonu. Wiem, że aby się rozwijać, iść do przodu, trzeba grać w Europie, mierzyć się z lepszymi od siebie. Mimo że w minionym sezonie poniosłyśmy na tym poziomie duże koszty, to nie ma innej drogi.
- Trudno się z panią nie zgodzić. A zatem, jakie będą priorytety: liga, Puchar Polski czy Europa?
- Nie mamy priorytetów. Na każdym poziomie rozgrywkowym trzeba dobrze grać.
- W Orlen Superlidze kobiet drużyny prowadzą kobiety, ale także mężczyźni. Komu jest łatwiej pracować z kobietami?
- Pracuję tyle lat w tym zawodzie, niech mi pan uwierzy, nie ma na to reguły. Są mężczyźni, którzy się świetnie dogadują z kobietami i są mężczyźni, którzy mają duży problem bo nie rozumieją kobiecych emocji. Osobiście oczywiście te emocje bardzo dobrze rozumiem bo również je mam. Czasami mi to pomaga, a czasami przeszkadza.
- Obecny system rozgrywek: pierwsza i druga runda systemem mecz i rewanż, następnie podział ligi na górną szóstkę walczącą o strefę medalową i dolną, która gra o utrzymanie. To jest dobre rozwiązanie dla Orlen Superligi kobiet?
- To zależy, kogo pan pyta. Dla kibiców, dla nas, zdecydowanie fajniej byłoby grać w play-off, tak jak jest w Orlen Superlidze mężczyzn. Takie rozwiązanie jest bardziej atrakcyjne dla publiczności, takie mecze są bardziej o stawkę. Również dla nas, gdyż grając cztery razy z jednym przeciwnikiem, czasami spada koncentracja.
- A może warto poszerzyć ligę do 12, a nawet 14 drużyn, byłoby to dobre dla rozwoju żeńskiego handballu?
- Myślę, że wszyscy o tym marzą i każdy chce aby ta liga była coraz większa. Natomiast wiadomo, że takie rozwiązanie generuje koszty, rozbudowuje organizację nowych klubów, które próbują „wkraść” się do superligi. Chciałabym aby nowe zawodniczki, Polki, grały w najwyższej lidze w kraju, aby rozgrywki stały na wyższym poziomie, były bardziej widowiskowe. Jest jednak bardziej złożony temat, zarówno poziomu sportowego, jak też finansowego pozostałych klubów.
- MKS FunFloor rozpoczyna sezon ligowy dwa tygodnie później. Niektóre zespoły rozegrały już pierwszą kolejkę. To trudna sytuacja?
- To nie jest dobre rozwiązanie dla trenera. Radziłam sobie tak, że przez ostatnie dwa tygodnie grałyśmy mecze towarzyskie z zespołami męskimi z naszego województwa. Chodziło o utrzymanie dziewczyn w rytmie meczowym. Zagrałyśmy cztery spotkania. Trzeba było sobie jakoś radzić.
- Patrząc na wyniki, zawodniczki nie odstawały od mężczyzn?
- Z jednymi ekipami były górą, z innymi przegrywały, ale nie było to istotne. Dla mnie ważne było, aby dziewczyny nie trenowały, a były w rymie meczowym.
- Jakie będą atuty MKS FunFloor Lublin w nowym sezonie?
- Dla mnie największym atutem jest zespołowość, team spirit, charakter. Jeżeli to będziemy mieli, to wszystkie pozostałe atuty zejdą na drugi plan. Myślę, że w nowych rozgrywkach będziemy dobrze grać w ataku.
- Zapewni pani kibiców, że wiosną 2025 rok w Lublinie będzie złoty medal mistrzostw Polski albo przynajmniej miejsce na podium?
- Nie będą niczego deklarować. Chcemy grać dobrze, rozwijać się. Proszę wszystkich o cierpliwość, aczkolwiek wiem, że na terenie lubelskim jest to bardzo trudne. Doskonale wiem do czego dążę z drużyną, czego chcę. Mam nadzieję, że to się sprawdzi.