O podwyżkach cen żywności nie są już w stanie mówić bez łez. – Odejmujemy sobie od ust – przyznaje emerytka z Lublina.
O ceny i grubość naszych portfeli pytamy regularnie. Jeszcze nigdy to pytanie nie wywoływało jednak tak silnych emocji, jak w tej chwili. Teraz podczas większości rozmów płynął łzy.
– Mieszkam sama, bo mąż umarł. Płacę ok. 500 zł miesięcznie za leki. Do tego czynsz i rachunki za media. Zakręciłam ogrzewanie, bo mnie na to nie stać – zaczyna spokojnie emerytka, którą spotykamy w poniedziałek na targowisku przy ul. Braci Wieniawskich. Resztę przerywa już szlochanie. – Muszę oszczędzać też na jedzeniu. Tak źle jak teraz nigdy nie było.
Płacze też pani Katarzyna, którą spotykamy pod jednym z lubelskich hipermarketów.
– Całe życie byłam salową. Mam przez to chory kręgosłup. Leki i rehabilitacja zabierają mi większość emerytury. Na jedzenie nie starcza – przyznaje wycierając łzy. – Na zakupy chodzę raz w tygodniu. Mam taką aplikację z gazetkami z różnych sklepów i zawsze sobie sprawdzam, gdzie jest jaka promocja. Plecy mnie boją i nogi ale chodzę do kilku sklepów żeby kupić taniej. Robię zwykle zupę, bo to najtaniej wychodzi. Taką zupę bez mięsa, bo jest drogie. Ale i z tym ciężko, bo warzywa są drogie. Kasza i makaron też kosztują teraz drugie tyle co przed rokiem.
Jedna cebula, dwa jabłka
Statystyki mówią, że w lutym w sklepach było drożej średnio o blisko 21 procent niż rok wcześniej. Nasze portfele najbardziej drenował nabiał, pieczywo i chemia gospodarcza. To jak szybko rosną ceny widać m.in. z analizy cyklicznego raportu UCE RESEARCH i Wyższych Szkół Bankowych. Badacze poddali analizie ponad 72 tys. cen detalicznych pochodzących z przeszło 37 tys. sklepów. I tak rok do roku zdrożał m.in. nabiał o 30,9 proc., pieczywo o 29,8 proc., wędliny o 25 proc., warzywa o 22,5 proc. a owoce o 17,7 proc. Produkty sypkie zdrożały średnio o 21,9 proc., mięso o 20,3 proc., produkty tłuszczowe o 20 proc., a ryby – o 17,6 proc.
– Pomidory mam średnio po 32-38 zł. Od ostatniego wzrostu cen, który był nie tak dawno, to ok. 30 proc. więcej – przyznaje sprzedawca na jednym z lubelskich targowisk. – Ludzie nie kupują tyle co kiedyś. Biorą znacznie mniej ale, co ciekawe, wybierają te droższe rzeczy. Mówią, że na tańsze ich nie stać. Wybierają jakość żeby nie kupować i nie wyrzucać.
– Zwłaszcza starsze osoby nie kupują już na kilogramy. Proszą o dwa jabłka, cztery ziemniaki, pietruszkę… – wylicza sprzedawczyni z targowiska przy Ruskiej. – To już nie te czasy, że ktoś brał po kilogramie z kilku gatunków jabłek. O cebuli nawet nie wspomnę. Ona się zawsze dobrze sprzedawała, a teraz ludzie też biorą po jednej.
U rolnika taniej
– Chleb zawsze kupujemy w tej samej piekarni. Cena bardzo poszła w górę. Dlatego nie bierzemy już naszego ulubionego. Bierzemy ten tańszy – mówi pani Maria, wychodząc z jednej z bardziej znanych lubelskich piekarni. Dodaje, że taniej byłoby kupować najtańsze pieczywo w hipermarkecie, ale to tylko pozorna oszczędność, bo tamte wypieki szybko przestają nadawać się do jedzenia.
– Warzywa, owoce, mięso to jest coś z czego rezygnuję najczęściej. Na ten moment nie można kupować wszystkiego, na co ma się ochotę tylko to, co jest tańsze. Ja staram się znajdować rzeczy, którym kończy się ważność, bo są tańsze – słyszymy od pana Stanisława.
– Chodzę po targu i patrzę na ceny. W budce widziałam ostatnio pomidory po 40 i po 70 zł. Wyobraża pani sobie?! Nie wiem skąd je przywożą ale to nie do pomyślenia. Dlatego wolę kupować z samochodów i od rolników. Jest taniej – pani Zofia zdradza swój pomysł na tańsze zakupy. – Proszę się rozejrzeć, to że ludzie nie mają pieniędzy po prostu widać. Kiedyś na targu było mnóstwo ludzi, a teraz? Jest pusto. Niby dostaliśmy podwyżkę emerytur. Wszystko prawda, ale nie pokrywa ona tak szybkiego wzrostu cen. Żeby przetrwać musimy sobie po prostu od ust odejmować.
Szczyt przed nami?
A eksperci twierdzą, że przed tegoroczną Wielkanocą taniej nie będzie lepiej.
– Dynamika wzrostu w końcu powinna wyhamować, ale to nie przełoży się na obniżki cen w sklepach. Po prostu produkty będą wolniej drożały. Niemniej wciąż jeszcze jesteśmy przed szczytem drożyzny, po przekroczeniu którego podwyżki będą słabły w ujęciu rok do roku. Trzeba przyznać, że Polacy nie byli w tak trudnej sytuacji od 30 lat, czyli od czasów transformacji ustrojowej – podkreśla dr Robert Orpych z Wyższej Szkoły Bankowej w Chorzowie.
– Przed Wielkanocą będą kolejne wzrosty cen. Zdrożeją wszystkie artykuły niezbędne do przygotowania tradycyjnych potraw i ciast. Pójdą w górę m.in. ceny mięsa, mąki, oleju, owoców i warzyw – przewiduje dr Justyna Rybacka z Wyższej Szkoły Bankowej w Gdyni i podaje przykład jajek, które już w lutym zdrożały o ponad 50 proc. rok do roku.