W niedzielny wieczór w doskonałych humorach z Lublina wyjeżdżali piłkarze Chełmianki. Biało-zieloni znowu znaleźli sposób na Motor. Przed rokiem wygrali w Pucharze Polski na stadionie przy Al. Zygmuntowskich 4:0. Tym razem okazali się lepsi po konkursie rzutów karnych. Jak spotkanie oceniają trenerzy obu ekip?
Jan Konojacki (Chełmianka Chełm)
– Bardzo się cieszymy z tego zwycięstwa. To był mecz, który stworzył nam wiele problemów w kontekście gry Motoru. Rywale wysoko zawiesili poprzeczkę. Zostaliśmy jednak nagrodzeni za determinację i konsekwencję w grze od pierwszej do ostatniej minuty. Wiadomo, że rzuty karne to loteria. Równie dobrze Motor mógł wygrać. Cieszymy się, że zagraliśmy na zero z tyłu. Zabrakło nam finalizacji, ale wiadomo, że Motor był dobrze zorganizowany. My atakowaliśmy też zbyt małą ilością zawodników, ale to dlatego, żeby zabezpieczyć tyły. Tak to miało wyglądać. Liczyliśmy, że zerwiemy się i że pojawi się możliwość strzelenia gola. Gospodarze mieli swoje okazje, ale nic nie wpadło. Szczęście nam sprzyjało, zwłaszcza w rzutach karnych. Obie drużyny chciały wygrać w końcówce, dlatego doliczony czas gry był bardzo nerwowy. Te wszystkie kartki były uzasadnione. Ja sam zostałem słusznie ukarany, bo nie zapanowałem nad emocjami. Taka jest rola sędziego, żeby kontrolować mecz od początku do końca.
Mirosław Hajdo (Motor Lublin)
– Graliśmy na tyle, na ile było nas stać pod względem fizycznym. Do tego na trudnym boisku i w wysokiej temperaturze. Jesteśmy w takim treningu, że w tym momencie nie mogliśmy dać z siebie więcej fizycznie. Rzuty karne to loteria i każdy chciał strzelić. Nie mam pretensji do chłopaków. Nie wiem, jak tam było z sytuacją, w której strzeliliśmy gola, czy był spalony, czy nie. Będziemy to oglądać. Drużyna Chełmianki przeszła dalej i gratuluję im awansu do finału. Nasze plany? Możemy spokojnie się przygotowywać w okresie przygotowawczym do kolejnego spotkania kontrolnego i nowego sezonu.