Mumie i piramidy. Nowy system walki i początki Bractwa. A do tego orzeł w roli drona. Dziś premiera gry Assassin's Creed Origins.
Wydana w 2007 roku gra Assassin's Creed była sporym zaskoczeniem i dużym sukcesem. Choć nie wszystko wyszło, a twórcom nie udało się uniknąć nietrafionych rozwiązań czy lekkiego znużenia, to przygoda z Altairem w roli głównej dała początek jednej z najpopularniejszych serii ostatnich lat. Potem była część druga (przez wielu uznawana za najlepszą) osadzona w renesansowej Italii. Trylogię z nowym bohaterem uzupełniły Brotherhood i Revelation.
W części trzeciej twórcy do nowego bohatera i nowych realiów historycznych (Ameryka Północna i koniec XVIII wieku) dorzucili bitwy morskie, które - po dopracowaniu i rozwinięciu - były jedną z najlepszych elementów pirackiej czwórki (Black Flag).
Kolejna część zabrała nas do rewolucyjnej Francji (Unity), aż wreszcie trafiliśmy do wiktoriańskiego Londynu (Syndicate).
Jednak wydawane co rok gry zaczęły zwyczajnie tracić swoją świeżość, a nowych pomysłów było coraz mniej.
Wreszcie - po wydaniu Syndicate - skrytobójcy dostali małą przerwę, która kończy się dziś wraz z premierą gry Assassin's Creed Origins (na PC, PlayStation 4 i Xbox One. Wszędzie z polską, kinową wersją językową).
Od pierwszych zapowiedzi twórcy podkreślali, że będzie dużo nowości. I wydaje się, że słowa dotrzymali.
Assassin's Creed Origins to przede wszystkim nowe czasy i nowe miejsce akcji. Do tej pory seria coraz bardziej zbliżała się do czasów współczesnych. Tym razem jest inaczej i trafiamy do starożytnego Egiptu.
Piramidy, Sfinks, tajemnicze grobowce, Ozyrys, zagadki ukryte w zwojach papirusu... Assassin's Creed Origins oferuje naprawdę dużą mapę pełną atrakcji: od wspomnianych grobowców ukrytych pod piaskami pustyni, przez niewielkie, ale pełne gwaru i mieszkańców oazy i sady, po klasyczne dla serii duże tereny miejskie.
A wszystko skąpane w promieniach słońca (albo blasku księżyca). Jest ładnie, nie brakuje detali i nie brakuje ciekawych miejsc do zobaczenia/zwiedzenia.
W tych okolicznościach przyrody poznajemy też nowego bohatera.
Bayek to doświadczony, nubijski wojownik. Jego historię napędza pragnienie zemsty. Nie jest to może zbyt oryginalny zabieg, ale w tym przypadku sprawdza się dobrze, łącząc osobisty wymiar z wydarzeniami, które doprowadziły do narodzin bractwa Asasynów.
Bayek (a my razem z nim) nie może narzekać na brak zajęć. Masa misji, zadań i znajdziek to standard dla tej serii. Nie brakuje też szukania skarbów, polowań czy zdobywania surowców potrzebnych do wytworzenia coraz to lepszych elementów ekwipunku. Ten bardzo przyda się w walce.
Jedną z największych nowości w grze jest właśnie system walki. Mamy ciosy lekkie i mocne. Mamy tarczę, mamy specjalne uderzenia i uniki. Jest inaczej niż było i trudniej. Czy lepiej? Przede wszystkim trzeba się przestawić z poprzedniego systemu opartego na kontrach.
Uzbrojenia nie brakuje. Co raz znajdziemy coś nowego. Jest broń biała, są łuki, są ukryte ostrza.
Wraz ze zmianą systemu mamy tez całkiem rozbudowany system rozwoju naszego bohatera, gdzie punkty doświadczenia zamieniamy na umiejętności aktywne i pasywne w trzech drzewkach. Jest też sporo craftingu, sporo broni i ekwipunku do kupienia.
W eksploracji świata Bayekowi pomaga Senu; orzeł, którego niemal w każdej chwili możemy przywołać i z jego pomocą obserwować okolice czy wyszukiwać i zaznaczać cele.
Po kilku godzinach z grą (wersja PC) nie można też narzekać na stronę techniczną nowej produkcji Ubisoft. W przeciwieństwie do Assassin's Creed Unity, Origins działa sprawnie i bez większych problemów.
A jak wypadają pierwsze recenzje?
Bardzo dobrze. Średnia ocen w serwisie metacritic.com to obecnie 84-85 na 100 (w zależności od platformy). Czyli o kilka-kilkanaście punktów więcej niż w przypadku Unity i Syndicate.