Rzadko kiedy pojawia się taka gra. Gra, która oferuje na tyle spójny i efektowny świat i tyle sposobów na rozgrywkę, że zapominamy o niezbyt dobrej grafice czy nie zawsze działającej sztucznej inteligencji przeciwników. Recenzja gry Deus Ex: Bunt Ludzkości.
Świat Deus Ex poznajemy na kilku poziomach. Pierwszy to zwiedzanie lokacji.
Będzie to futurystyczny biurowiec firmy Sarif Industries wokół której kręci się cała fabuła.
Będą to centra miast: z wielkimi reklamami, infokioskami, sklepami czy hotelami. Oba miasta są utrzymane w odrębnych stylach.
W Detroit trafimy i na komisariat, i do wielkiego centrum konferencyjnego. A są jeszcze kanały zaludnione przez biedotę (albo gangi), są dzielnice o bardzo złej reputacji, są wreszcie dziesiątki prywatnych mieszkań, do których możemy się włamać.
Sarif Industries to gigantyczna korporacja produkująca implanty (wszczepy). Te zastępują utracone kończyny czy organy. Albo znacznie poprawiają niedoskonałości ludzkiej istoty. Niestety, to co zapowiadało się na wielką rewolucję w historii ludzkości, nie wszystkim się podoba.
Z drugiej strony mamy polityków i mniej lub bardziej legalne ugrupowania walczące o czystość ludzkiej rasy. Sprzeciwiają się wszczepom albo słowem, albo karabinem. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze klasyczna walka polityczna zwolenników i przeciwników wszczepów.
I tej chwili zaczyna się sama gra. Wcielamy się w Adama Jensena, byłego policjanta, obecnie na etacie szefa ochrony laboratorium Sarif Industries. Jensen został zatrudniony osobiście przez pana Sarifa, a to dlatego, że jego zespół badawczy jest na najlepszej drodze do odkrycia czegoś, co całkowicie zmieni sposób korzystania z wszczepów.
Gra zaczyna się od nieudanej próby obrony laboratoium i jego pracowników przed atakiem świetnie zorganizowanej grupy. Adam ledwie uchodzi z życiem, by po sześciu miesiącach obudzić się w szpitalnym łóżku z najlepszymi dostępnymi wszczepami. Jensen – czyli my – ma właściwie jedno zadanie: dowiedzieć się, kto i na czyje polecenie dokonał ataku na Sarif Industries. By nie zdradzać za wiele z fabuły, dość powiedzieć, że jest ona spójna, ciekawa i sprawnie popycha akcję do przodu.
Ale nie ona jest najważniejsza, tylko wszczepy, które odpowiadają za klasyczny dla gier RPG rozwój naszej postaci. Za postępy w grze, wykonywanie zada, etc., otrzymujemy punkty Praxis. Za nie wykupujemy nowe, albo rozwijamy już posiadane umiejętności.
A tych jest całkiem sporo. Są pasywne, zwiększające nasz pancerz, długość sprintu czy odporność na chemikalia. Są wszczepy odpowiadające za aktywację specjalnych zdolności, czyli bycia niewidzialnym, widzenia przez ściany czy użycie specjalnej amunicji Tajfun (niszczącej wszystko w promieniu kilku metrów od nas).
Są wszczepy zwieszające siłę naszych ramion (możemy podnosić cięższe przedmioty), pozwalające wyżej skakać czy stabilizujące nam broń.
Część wszczepów odpowiada za hakowanie komputerów i terminali, a to w Deus Ex jedna z najciekawszych rzeczy. W skrócie: wszystko opiera się na dobrze zaprojektowanej mini gierce. Im więcej mamy aktywnych wszczepów odpowiedzialnych za hakowanie, tym do lepiej zabezpieczonych komputerów możemy się włamać. I mamy też większe szanse na to, że nasz atak nie zostanie wykryty. Dodatkową pomocą są tu specjalne programy blokujące na chwilę działanie programów skanujących czy pozwalających na natychmiastowe przejęcie serwera.
A po co nam hakowanie?
Przydaje się to wszystkiego. Mało tego: jest właściwie jedną z osi rozgrywki. Tu dochodzimy do jednej z największych zalet gry. A jest nia możliwość rozgrywania poszczególnych misji czy całej gry na kilka sposobów.
Pierwsza możliwość, to potraktować Deus Ex: Bunt Ludzkości jak strzelaninę TPP. I jest to najgorsza możliwość. Amunicji jest mało, ulepszenia do broni są dość rzadkie i drogie, a miejsca w ekwipunku niewiele. Ale najgorsza w tym wypadku jest SI naszych przeciwników. Czasami wystarczy zaczaić się przy drzwiach, skorzystać z systemu chowania się za osłonami i czekać, aż wszyscy po kolei będą próbowali przez te drzwi wejść. Mówiąc krótko: takich strzelanin na rynku jest sporo i niektóre z nich są zwyczajnie lepsze.
Znacznie lepiej Deus Ex prezentuje się jako skradanka. W każdej lokacji znajdziemy kilka alternatywnych dróg. Można się przekradać szybami wentylacji, przebijać przez ściany (w określonych miejscach), skorzystać z kanałów czy wejść góra; przez sąsiedni budynek.
W takim podejściu do gry przydaje się specjalny kamuflaż czyniący nas niemal niewidzialnym, widzenie przez ściany czy inna zdolność, pokazująca zasięg widzenia przeciwnika. Tu wreszcie przydaje się możliwość ‘ręcznej' eliminacji wrogów. Trzeba tylko pamiętać, by dobrze ukryć ciała.
A co ma do tego hakowanie? Po pierwsze: większość drzwi jest zabezpieczona hasłem. Możemy je zhakować, albo np. ogłuszyć strażnika i liczyć, że będzie miał przy sobie palmtop z odpowiednim hasłem. Hasło możemy też znaleźć w innym komputerze w danym budynku. Po drugie: czytanie cudzej poczty dostarcza tu sporo rozrywki. Część maili dotyczy fabuły, ale większość to prywatna korespondencja czy spam. Możemy sobie np. poczytać serie maili pracowników telewizji umawiających się na partyjkę w grze turowej. Albo pocztę administratora budynku tłumaczącego mieszkańcom nowe zasady korzystania z klatek schodowych. Albo…
Nie dość, że świetnie buduje to klimat gry, to jeszcze za każdy zhakowany komputer dostajemy punkty doświadczenia.
Do zhakowania są też komputery sterujące pracą kamer, blokad drzwi czy wreszcie robotów strażniczych. W tym ostatnim przypadku możemy je przełączyć i wtedy zamiast nas, zaatakują strażników.
Równie złożony jest też w Deus Ex system prowadzenia dialogów. Raz, że same dialogi są bardzo dobrze napisane. Dwa: rzeczywiście tłuamczą powody naszego/cudzego postępowania.
Przy zadaniach pobocznych nie ma tu sytuacji, że znajdujemy jakąś postać, a ta po prostu zleca nam likwidację jakiegoś celu. Ze zleceniodawcą możemy porozmawiać o jego pobudkach, o tym, co z tego będziemy mieli czy wreszcie o szczegółach samego zadania. Wybierając opcje dialogowe nie widzimy całych odpowiedzi, a jedynie ich emocjonalny kierunek. Przy odpowiednim poprowadzeniu rozmowy możemy z rozmówcy wyciągnąć potrzebne nam informacje czy skłonić go do odpowiedniego zachowania.
Deus Ex: Bunt Ludzkości to gra złożona, dorosła, wielowątkowa, nietypowa i świetnie zaprojektowana. Ale oczywiście ma też swoje wady.
O ile strona artystyczna gry; projekty lokacji i ogólna wizja świata A.D. 2027 prezentuje się doskonale, tak pod względem technicznym jest już przeciętnie. Inne gry mają po prostu lepszą oprawę graficzną, lepsze tekstury, więcej technicznych bajerów. Można też narzekać na małe lokacje: centrum Detroit to tak naprawdę kilka ulic i budynków. Sytuację nieco poprawia fakt, że część budynków okazuje się oddzielnymi lokacjami, a oba miasta są wielopoziomowe (inna rzecz, że czasami bezproduktywnie pałętamy się szukając drogi do konkretnego miejsca i zbyt często oglądamy zbyt długie ekrany ładowania).
Nie dość, że miasta są małe, to też dość puste. Pięć osób na ulicy to już tłum. Szybko też zbrzydną nam prywatne mieszkania czy hotelowe pokoje. Mamy ich dwie odmiany: jeden typ w Detroit, drugi w Szanghaju. W danym mieście wszystkie mieszkania są identyczne.
Ale to w sumie drobiazgi. Deus Ex: Bunt Ludzkości jest jedną z najciekawszych tegorocznych produkcji. To 25-30 godzin świetnej zabawy. A różnorodność sposobów wykonania poszczególnych misji i rozwoju własnej postaci sprawia, że ponowna rozgrywka będzie równie ciekawa. I da okazję do posłuchania hipnotyzującej muzyki, za którą odpowiada Michael McCann.
Nasza ocena: 5+/6