

Ma pół roku i udało się go uratować z ogarniętej wojną Ukrainy. Koks – piesek o dwóch różnych oczach – musi szybko znaleźć polski dom.

Kiedy wybuchła wojna Tetiana Zamakhov od razu zaczęła pomagać. – Z mężem mieszkamy w Polsce od 2015 roku. Nie mogłam stać bezczynnie, kiedy wybuchła wojna. Zaczęliśmy pomagać. Nie tylko ludziom, ale także zwierzętom. Kilku, które przyjechały z Ukrainy do Lublina. Znaleźliśmy im nowe domy – opowiada kobieta.
Teraz palącym problemem jest sprawa Koksa.
– Jestem bardzo aktywnym i zdrowym psiakiem, lubię dzieci oraz potrzebuję kochający domek nie na chwilę, a na zawsze. Na razie mieszkam w domku tymczasowym w Lublinie, ale mogę tam zostać tylko do przyszłej środy – napisała pani Tetiana w internetowym ogłoszeniu.
Koks ma pół roku, jest jasnym pieskiem o dwóch różnych oczach. Prawe ma jasnoniebieskie, lewe ciemne. Trzy miesiące temu przyjechał do Polski z Charkowa. Należy do ukraińskiej 5-osobowej rodziny.
– Na ich dom spadła bomba. Musieli uciekać. Zastanawiali się, czy brać psa. To był problem, bo w tamtym momencie trzeba było, aby wwieźć psa do Polski, mieć komplet dokumentów – mówi pani Tetiana.
Rodzina się zdecydowała. Szybko wyrobiła Koksowi paszport i wszystkie wymagane szczepienia. W Lublinie zamieszkali w domu. Który teraz muszą opuścić. – Jadą gdzieś dalej i w nowym miejscu nie mogą trzymać zwierząt. Poza tym to jednak koszty. Nieduże, ale dla rodziny z trójką dzieci, która nie mieszka w swoim kraju, jednak znaczące – dodaje kobieta.
Postanowiła pomóc w znalezieniu domu dla Koksa. Ojciec rodziny wcześniej dawał ogłoszenia w internecie, ale na ukraińskich grupach i odzewu nie było. Dlatego pani Tetiana się z nim skontaktowała i postanowiła działać.
Piesek jest grzeczny i łagodny. Chodzi na smyczy, ale nad tym trzeba jeszcze – jak to u szczeniaków – trzeba popracować. Załatwia się na dworze. Bardzo dobrze toleruje dzieci. – Przecież z nimi mieszkał – dodaje kobieta i zaznacza: - Nie chcę żeby trafił do schroniska. Chciałabym żeby miał jakiś porządny dom. Nie jest duży, ale trzeba się liczyć, że jeszcze urośnie, bo ma tylko pół roku – mówi kobieta.
Jeżeli ktoś może pomóc może zadzwonić pod numer 576 049 889.
