Dramatycznie spada liczba pacjentów chętnych na szczepienia przeciwko COVID-19. Niektóre punkty już zostały zamknięte. A to od poziomu zaszczepienia będą zależały decyzje o wprowadzeniu obostrzeń, także regionalnych. Lubelskie jest na przedostatnim miejscu w kraju jeśli chodzi o liczbę szczepień.
W lipcu obserwujemy dramatyczny spadek liczby pacjentów, którzy zgłaszają na szczepienie przeciwko COVID-19. W maju w punkcie szczepień przy ul. Radziwiłłowskiej podaliśmy 11 tysięcy dawek, w czerwcu – 10 tysięcy, a do końca lipca będzie ich niespełna 1500 – przyznaje Anna Guzowska, rzeczniczka Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie, pod który podlegają punkty szczepień przy ul. Radziwiłłowskiej i Langiewicza. Dodaje, że aktualnie przeważają pacjenci, którzy zgłaszają się na podanie drugiej dawki.
– W lipcu punkt przy Radziwiłłowskiej działał tylko 5 dni, podczas gdy wcześniej był otwarty każdego dnia, szczepiąc 500-600 osób w godz. 8-20. Jeszcze w czerwcu mieliśmy rekordowy dzień, kiedy zaszczepiliśmy 620 osób. W tym momencie jeśli na konkretny dzień jest zapisanych zaledwie kilku pacjentów, są oni przyjmowani przy ul. Langiewicza, gdzie na stałe działa poradnia i personel jest cały czas dostępny – mówi rzeczniczka SPSK1.
Podobnie jest w szpitalu w Chełmie. – Widzimy bardzo duży spadek liczby pacjentów, którzy zgłaszają się do punktu w naszym szpitalu. W rekordowym tygodniu, na przełomie kwietnia i maja mieliśmy aż 2600 takich osób, podczas gdy w ubiegłym tygodniu zaledwie 200, plus ok. 30 pacjentów dziennie w mobilnym punkcie – przyznaje Kamila Ćwik, dyrektor szpitala wojewódzkiego w Chełmie. – Dlatego cały czas angażujemy się we wszystkie dodatkowe akcje promocyjne, np. jednodniowe szczepienia organizowane przy parafiach czy w mobilnych punktach – dodaje dyrektor.
Natomiast punkt szczepień powszechnych w Kraśniku, uruchomiony w połowie kwietnia przy ul. Popiełuszki już został zamknięty.
Coraz mniejsze zainteresowanie szczepieniami widać w całym kraju. Do tej pory wykonano ponad 33 mln szczepień, a w pełni zaszczepionych jest blisko 17 mln Polaków. – Z jednej strony to duże liczby, ale z drugiej nadal niesatysfakcjonujące – przyznał w piątek Michał Dworczyk, szef KPRM i pełnomocnik rządu ds. programu szczepień. Zaznaczył, że liczba rejestracji na szczepienia spadła o kilkanaście procent, porównując ostatni i poprzedni tydzień.
>>> W Bełżycach piknik ze szczepionkami. Grill dla najlepszych galeria
Tymczasem to właśnie od poziomu zaszczepienia będą zależały decyzje o wprowadzaniu obostrzeń w związku ze spodziewaną czwartą falą epidemii.
– Jeśli stopień wyszczepienia będzie wyższy, możemy się spodziewać, że apogeum czwartej fali nie będzie stanowiło zagrożenia dla systemu opieki zdrowotnej, a z tym są związane wszystkie decyzje dotyczące obostrzeń – tłumaczył w piątek minister zdrowia Adam Niedzielski. – Jeśli będziemy widzieli, że jest zagrożenie dla wydolności infrastruktury leczniczej, to takie decyzje bedą podejmowane – zapowiedział Niedzielski.
Jak wyjaśnił szef resortu zdrowia, w innych krajach, m.in. w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech, za dużym wzrostem liczby zakażeń nie idzie wzrost hospitalizacji. – Tak działają szczepienia, które chronią przede wszystkim przez ciężkim przebiegiem choroby. Porównując czwartą falę z drugą i trzecią, mamy więc o wiele mniejsze ryzyko wprowadzenia obostrzeń, bo jest mniejsza presja na szpitalnictwo – zaznaczył Niedzielski. Nie powiedział jednak, czy lockdown można wykluczyć.
Przyznał natomiast, że rozważana jest regionalizacja obostrzeń, a wyznacznikiem będzie poziom zaszczepienia w konkretnym województwie. Przypomnijmy, że Lubelskie jest pod tym względem na przedostatnim miejscu w kraju.
Na razie nie ma decyzji o wprowadzaniu rozwiązań, dotyczących obowiązkowych szczepień np. dla medyków czy różnicowaniu dostępu do usług dla zaszczepionych i niezaszczepionych. Jak wyjaśnił Dworczyk, chodzi o to, żeby nie wywołać odwrotnego skutku i jeszcze bardziej nie zniechęcić do szczepień.
Dlatego na razie rząd korzysta z rozwiązań motywujących. Chodzi m.in. o premie dla lekarzy rodzinnych, którzy będą mieli wysoki poziom wykonanych szczepień, szczególnie w grupie pacjentów powyżej 55. roku życia. Chodzi o to, żeby zachęcali do szczepień i je promowali.
Ponadto pacjenci, u których po pierwszej dawce szczepionki wystąpiły skutki uboczne, będą mogli przyjąć drugą dawkę preparatu innego producenta.