Na niebie nad Łuckiem często słychać odgłosy ukraińskich samolotów bojowych. Policja patroluje ulice, w mieście czy podczas podróży można spotkać też żołnierzy - Maja Gołub, dziennikarka z Łucka, opowiada o życiu w mieście i na Ukrainie po zaostrzeniu konfliktu przez Rosję.
• Jakie są nastroje w Łucku? Po uznaniu Donieckiej i Ługańskej Republiki Ludowej Rosja wprowadziła do Doniecka swoje wojska. Boisz się, że będzie wojna?
– Ludzie żyją pytaniem, czy nastąpi dalsza rosyjska inwazja na Ukrainę. Wojna rosyjsko-ukraińska trwa już 8 lat. Najpierw nastąpiła aneksja Krymu, potem rozpoczęły się walki na wschodniej Ukrainie. Nikt z odpowiedzialnych ludzi nie chce wojny i eskalacji konfliktu, bo wojna zabiera to, co najcenniejsze – życie: żołnierzy i ludności cywilnej.
Niedawno wróciłam do Łucka z Mołdawii, gdzie byłam na miesięcznym stażu. Ta podróż pozwoliła mi spojrzeć na wydarzenia w moim kraju z zewnątrz. W Mołdawii nawet nieznajomi popierali mnie, gdy usłyszeli, że jestem z Ukrainy. Przyjaciele z innych krajów często pytają mnie, co się u nas dzieje. Są zaniepokojeni apelami niektórych krajów do swoich obywateli o opuszczenie Ukrainy. Nie powinniśmy jednak zapominać o rosyjskiej propagandzie i dezinformacji w mediach. Teraz należy zwrócić szczególną uwagę na informacje i dokładnie analizować to, co czytasz. Oglądałem rosyjską telewizję, w której dochodzi do wypaczania informacji i manipulacji. Można było usłyszeć, że eskalacja konfliktu jest fantazją Stanów Zjednoczonych.
• Jak teraz wygląda życie codzienne? Czy są jakieś ograniczenia, kontrole uliczne, ostrzeżenia?
– Życie w Łucku toczy się jak dawniej, choć rozmów na temat wojny jest coraz więcej. Kawiarnie, księgarnie, galerie handlowe działają jak zwykle. Ludzie nadal prowadzą swoje firmy. Jednak lokalne media informowały ostatnio, że schronów przeciwbombowych nie wystarczy dla wszystkich, że trzeba przygotować też piwnice. Są również informacje z adresami schronów, do których można uciec z najpotrzebniejszymi rzeczami na wypadek wojny na pełną skalę. Na niebie nad Łuckiem często słychać odgłosy ukraińskich samolotów bojowych. Policja patroluje ulice, w mieście czy podczas podróży można spotkać też żołnierzy. Pojawiły się również oświadczenia Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy, że ukraińskie wojsko nie planuje operacji w Donbasie.
• Z Łucka do granicy z Białorusią w prostej linii jest około 150 kilometrów. Tam też stacjonują dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy. Czy uważasz, że to może być zagrożenie dla Ukrainy?
– Wołyń to region przygraniczny. Moim zdaniem nie należy wykluczać zagrożeń także z tej strony. Nie jestem jednak ekspertem wojskowym i nie wiem, czy dojdzie do ofensywy ze strony Białorusi. W każdym razie Ukraina jest gotowa do obrony swojego terytorium i integralności.
• Czy mimo wszystko uważasz, że konflikt wciąż można rozwiązać na drodze dyplomatycznej?
– Chciałbym, żeby tak było. Trudno jednak przewidzieć, jakie będą dalsze działania Rosji: państwa-agresora.
• A sankcje? Może to jest właściwa droga?
– Potrzebne są zdecydowane sankcje przeciwko rosyjskiej agresji. To jest środek odstraszający. Trudno jednak powiedzieć, na jak długo wystarczą.
• Wielu młodych Ukraińców wstępuje teraz do armii.
– Tak, nawet słynny piosenkarz Ołeksandr Położyński został rezerwistą Sił Zbrojnych Ukrainy. Dał przykład innym, aby zaciągnęli się jako rezerwiści. Znajomi mówili mi, że też są gotowi dołączyć do rezerwistów, niektórzy już to zrobili.