(Wikipedia)
Hokeista Tim Thomas oświadczył, że nie skorzysta z zaproszenia do Białego Domu na spotkanie z prezydentem USA. Rozpętała się burza. Gwiazdora oskarżono nawet o rasizm.
Słychać też "retoryczne” pytanie, czy hokej nie jest przypadkiem "rasistowski” skoro uprawia go tak mało... Afroamerykanów.
Kierownictwo Boston Bruins o decyzji Tima Thomasa wiedziało od długiego czasu. Zarówno prezes klubu Cameron Neely, jak i dyrektor drużyny Peter Chiarelli oświadczyli, że nie mają zamiaru karać go za cokolwiek, bo jak każdy obywatel Stanów Zjednoczonych ma prawo wierzyć (lub nie wierzyć) w co tylko chce. Jeżeli więc uważa, że nie powinien z nimi iść do Białego Domu, to nie można go zmuszać.
Oczywiście opinia publiczna sympatyzująca z demokratami nazywa hokejowego idola podłym samolubem. Twierdzi, że znieważa prezydenta, a nawet całe Stany Zjednoczone. Itd.
Pojawiły się nawet sugestie, aby Boston Bruins wystawili 37-letniego bramkarza zarabiającego rocznie 5 mln dolarów na listę transferową i kupili za dużo mniejszą kasę kogoś młodszego (i w domyśle: poprawniejszego politycznie).
Drużyna z Bostonu ma jednak Puchar Stanleya i zamierza go obronić. Eksperymentów na bramce nie należy się zatem spodziewać.
Nieco zaskoczony ogólnonarodową awanturą wokół swej decyzji, Tim Thomas mówi: Wykorzystałem tylko swoje prawo wolności wyboru, jako wolny obywatel wolnego kraju. Sytuacja w Ameryce nie podoba mi się, a odpowiadają za to obie partie. Mogę to wyrażać jako wolna jednostka, tak jak to zrobiłem.
Ciekawe jak podobna sytuacja wyglądałaby w Polsce i bramkarz mistrza kraju oraz reprezentacji narodowej (dowolnej dyscypliny sportu) odrzuciłby zaproszenie Bronisława Komorowskiego? Piszcie na forum.