Były minister obrony Izraela Szaul Mofaz powiedział w piątek w izraelskiej telewizji, że samodzielny atak sił zbrojnych Izraela na irańskie zakłady nuklearne, bez wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych, byłby nieskuteczny.
Według niego bez wsparcia ze strony USA uderzenie na Iran byłoby "katastrofą", która jedynie odwlekłaby w czasie realizację irańskich planów nuklearnych.
Waszyngton obiecuje militarną pomoc w powstrzymaniu Teheranu od produkcji broni jądrowej, ale ostrzega też Izrael przed przedwczesnym działaniem, twierdząc, że trzeba więcej czasu, by władze Iranu ugięły się pod ciężarem wprowadzonych sankcji.
Izrael uważa, że irański program nuklearny i rakietowy oraz wspieranie przez Teheran antyizraelskich ugrupowań w Strefie Gazy i Libanie, jak i rzucanie przez irańskich przywódców gróźb o zniszczeniu żydowskiego państwa, stanowią istotne zagrożenie.
Mocarstwa światowe żądają, by Iran zaprzestania wzbogacania uranu do poziomu przybliżającego Teheran do wejścia w posiadanie broni nuklearnej i zamknął podziemny ośrodek wzbogacania uranu Fordo oraz wywiózł za granicę cały zapas wzbogaconego uranu. Teheran twierdzi, że jego program nuklearny ma charakter czysto pokojowy. Powołuje się na swe prawo do wzbogacania uranu i domaga się cofnięcia sankcji, zanim spełni stawiane mu żądania.
Prezydent Iranu: Istnienie Izraela jest \"obrazą dla całej ludzkości\"
Ahmadineżad wypowiedział się do uczestników antyizraelskiej manifestacji w Teheranie, podczas której demonstrowano solidarność z Palestyńczykami. Taki dzień solidarności jest obchodzony w Iranie od 1979 r.
Ahmadineżad nazwał w piątek Izrael "sfabrykowanym reżimem syjonistycznym" i "skorumpowaną, nieludzką, zorganizowaną grupą mniejszościową", która występuje przeciwko "wszelkim boskim wartościom". Mówił, że zwalczanie Izraela jest w istocie "obroną praw i godności wszystkich istot ludzkich".
Uczestnicy demonstracji w Teheranie podpalili flagę izraelską i skandowali "śmierć Izraelowi", "śmierć USA".