Szacuje się, że 4,1 miliarda osób oglądało pogrzeb zmarłej królowej Elżbiety na całym świecie. 1 milion odwiedziła Londyn. 400-500 tys. osób ustawiło się w kolejce, by zobaczyć trumnę królowej w Westminster Hall.
Co więcej, w jednym etapie kolejka była tak długa (7-8 mil), że trzeba było ją zatrzymać, więc ludzie musieli utworzyć kolejną kolejkę, aby... dołączyć się do "oficjalnej" kolejki. Samą kolejkę, podobno, można było zobaczyć z kosmosu. Ludzie stali w kolejce przez 12-14 godzin, niektórzy koczowali, by mieć pewność, że będą mogli oddać ostatni szacunek Królowej.
2 tysiące głów państw, królowych, królów, byłych premierów. Setki tysięcy wolontariuszy. Wszystko zorganizowane do absolutnej perfekcji, wszystko przećwiczone wiele razy, aby pogrzeb i cała uroczystość przebiegła "sprawnie i gładko". Prawie 2 tys. policjantów na zamku w Windsorze, gdzie królowa została pochowana. Kompletny zastój. Spojrzałem za okno, a tam kompletna cisza. Świat się zatrzymał. Niezwykłe. Historyczne. Podobne wydarzenie może się już nie powtórzyć.
W czwartek, 4 dni przed pogrzebem, miałem okazję odwiedzić Londyn, ponieważ podróżowałem na spotkanie związane z pracą. Jedno z moich spotkań zostało odwołane, dlatego znalazłem chwilę, aby odwiedzić Pałac Buckingham i Parliament Square. Spacerowałem, w Londynie wciąż były setki ludzi podróżujących, aby zobaczyć te doniosłe wydarzenia, które odbywały się na naszych oczach. Parliament Square był pełen ludzi, polityków i dziennikarzy z każdego zakątka świata. Ogromne emocje, cała otoczka związana z wieloma procedurami czasami przytlaczająca.
Msza żałobna, transmitowana niemal w każdym języku, była czymś niezwykłym. Chór, procesja z trumną królowej, wszyscy goście, w tym polski prezydent, Andrzej Duda; nie pamiętam, żebym widział tyle ważnych osób w jednym miejscu. Piękne Opactwo Westminsterskie było częścią pierwszego pogrzebu monarchy od XVIII wieku. Opactwo Westminsterskie to także miejsce, gdzie królowa Elżbieta wzięła ślub i została ogłoszona Królową 70 lat temu.
Podczas kazania arcybiskupa Canterbury wszystkim wiernym przypomniano o poczuciu obowiązku publicznego Królowej, o jej zaangażowaniu w służbę ludziom, tu w Wielkiej Brytanii, ale także na całym świecie, w szczególności w krajach Commonwealthu.
Pod wieloma względami cieszę się, że po pogrzebie życie wróci do pewnego rodzaju normalności. Ostatnie 10 dni może już nigdy się nie powtórzyć. Warto dodać, że z mojego punktu widzenia, przekaz medialny nie do końca oddaje "monarchistyczną rzeczywistość Wielkiej Brytanii”. Kilka osób, które próbowały protestować np. w Szkocji, zostało aresztowanych: "Nie mój Król" lub "Znieść Monarchię", to tylko kilka transparentów, które udało się zauważyć. W ciągu ostatniego tygodnia odbyłem niezliczoną ilość rozmów z ludźmi, którzy są mniej przywiązani do Monarchii i kwestionują jej cel i funkcję w naszym życiu. Myślę też, że codzienna rzeczywistość "mocno uderzy zwykłych obywateli"; koszty utrzymania i kryzys energetyczny, inflacja, to tylko kilka przykładów wyboistej drogi, jaka czeka brytyjski rząd. Myślę też, że po początkowym entuzjazmie wyboru nowego Króla, rodzina królewska może doświadczyć kryzysu tożsamości. Może wielu z nas szanowało Królową jako osobę, która panowała przez 70 lat, a dużo mniej instytucję, którą reprezentowała?
Życie toczy się dalej. Wszyscy wrócimy do swoich zajęć. Nie zniknie natomiast kwestia i temat Monarchii, która jest tak mocno osadzona w tradycji i tkance brytyjskiego społeczeństwa. Czy nam się to podoba czy nie, cała globalna społeczność była świadkiem naprawdę niezwykłych wydarzeń. Świat się nie kończy, jednak my jesteśmy częścią końca pewnej epoki, epoki, która przyniosła Brytyczykom poczucie bezpieczeństwa i stabilności.