Auto należące do Janusza Palikota staranowało stojący na parkingu w Suwałkach inny samochód i odjechało. – Próbowałem zatrzymać kierowcę, biegłem, stukałem w szybę – opowiada Leszek Dz., poszkodowany suwalczanin. – Na próżno.
– Z parkingu wycofywał się biały landrower i uderzył w mojego forda – opowiada nasz Czytelnik. – Zacząłem krzyczeć do kierowcy, machać rękoma i stukać w szybę, aby się zatrzymał. Tymczasem on odjechał, jakby nic się nie stało. Zdążyłem tylko spisać numery rejestracyjne auta.
Leszek Dz. nie widział, kto siedział za kierownicą samochodu. Zastrzega jednak, że ma świadków zdarzenia. Mężczyzna powiadomił policję.
– Policjanci sprawdzili w rejestrze i wówczas dowiedziałem się, że auto należy do Janusza Palikota – opowiada rozmówca.
Parlamentarzysta często bywa na Suwalszczyźnie, bowiem w okolicy Wiżajn ma swoją posiadłość.
Wczoraj Janusz Palikot nie odbierał telefonu komórkowego. Odpowiadał natomiast na SMS-y. Gdy zapytaliśmy go o kolizję na suwalskiej drodze, odpisał, że nie brał w niej udziału.
Gdy zrelacjonowaliśmy piątkowe zdarzenia, wyjaśnił, że w niedzielę sprawdzał swoje auta i nie mają żadnych uszkodzeń.
Chwilę później skontaktował się z nami Jan Jastrzębski, który podał się za pracownika Palikota.
– To ja byłem w piątek na suwalskim bazarze – oświadczył. – Nie miałem pojęcia, że spowodowałem kolizję. Owszem, widziałem, jak jakiś mężczyzna biegnie i wymachuje rękoma, ale myślałem, że chce zabrać się ze mną. Nie zatrzymałem się, ponieważ w aucie nie było miejsca. Robiłem przecież zakupy.
Rozmówca zapewniał też, że "jeszcze dzisiaj” odszuka poszkodowanego suwalczanina, by zrekompensować mu straty.
Dzisiaj Leszek Dz. ma składać wyjaśnienia na policji. Kierowcy landrowera grozi kara grzywny.
Źródło: Gazeta Współczesna - Samochód Janusza Palikota staranował inne auto