Pięć małych borsuków trafiło pod opiekę szczecińskiej fundacji opiekującej się dzikimi zwierzętami. Na początku nie miały nawet sił, by jeść, a ich ciała roiły się od pasożytów.
- Myśleliśmy, że nie uda nam się ich uratować - powiedziała opiekunka maluchów, Marzena Białowolska z Fundacji Na Rzecz Zwierząt "Dzika Ostoja". Teraz rozpiera je energia. – Mamy tu prawdziwą Akademię Pana Kleksa – śmieje się.