Wizyta w Czarciej Łapie wciąga jak gra w ruletkę. Obstawiasz potrawę i wygrywasz świetny smak. Wybierasz w karcie droższą potrawę i pudło. Znów ryzykujesz. I na stole ląduje wyśmienite danie. Rachunek rośnie w szybkim tempie. Ale lepiej zgrzeszyć niż żałować.
Na zimną przekąskę zamówiliśmy "Carpaccio z polędwicy wołowej z rukolą, remuladą z selera, kaparami, pomidorkami suszonymi i parmezanem, skropione dresingiem truflowym” (29 zł), w którym wołowinę podmieniliśmy na gęsinę, na gorąco – "Smażone krewetki z czosnkiem, na pesto bazyliowym z rukolą” (29 zł).
Krewetki świeżutkie, soczyste na robionym w restauracji pesto smakowały bardzo. Jeszcze bardziej smakowało nam carpaccio z gęsi. Wyśmienite mięso z genialną remuladą z selera, parmezanem i truflami – to lubię.
M. zamówiła sobie "Aksamitny krem dyniowy z mascarpone i prażonymi orzeszkami pinii” za 13 zł, ja "Tradycyjny żurek na naturalnym zakwasie z kiełbasą, wędzonym boczkiem i jajem” za 15 zł. Krem dyniowy był banalnie gęsty i monotematyczny, żurek pełen różności – przeciętny. Szkoda.
Czarcia słynie z dobrych makaronów. Długo zastanawialiśmy się nad drugim. M. zamówiła "Smażony filet z łososia podany z dafinkami ziemniaczanymi, puree z dyni, cukinią i galaretką cytrynową” (37 zł), ja nad "Irlandzki T-bone stek” (169 zł) przedłożyłem "Schab alla milanese zapiekany w panierce, faszerowany suszonymi pomidorami, owinięty szynką parmeńską w sosie szałwiowym podany z zielonym groszkiem i kluseczkami z ricotty” (37 zł). Jest ryzyko, jest zabawa.
Łosoś wpadł w objęcia mielizn mdłego smaku, mdłe było mięso, dafinki i puree z dyni, tylko cytrynowa galaretka godna była najlepszej restauracji. Za to włoski schab był zjawiskowy. Cztery kawałki świeżutkiego mięsa owinięte cudownie smaczną szynką kryły w sobie pachnące słońcem suszone pomidory. Panierka intrygowała smakiem, sos szałwiowy z kluseczkami z ricotty tworzył obłędne tło. Towarzyszyły nam świetne herbaty Richmont (po 6 zł za imbryczek).
Na deser M. zamówiła czarcie ciasteczko z espresso za 6 zł. Ja skusiłem się na "Raviolli z płatków ananasa nadziewane mascarpone i wiśniami z sorbetem malinowym i syropem miętowym” za 14 zł. I tu mój entuzjazm sięgnął zenitu. Cienkie listki ananasa kryły mascarpone, co w zderzeniu z sorbetem dało zdumiewający efekt. Nie mam słów, żeby opisać smakowe wrażenia. Skończyło się na repecie.
Nasza ocena? Zapłaciliśmy 215 zł. "Czarcia Łapa” zaskoczyła nas na plus. Już dawno nie widziałem w restauracji tylu uśmiechniętych ludzi. Pan Radek, kelner, który nas obsługiwał, z pasją mówił o daniach. W tle grał na fortepianie niewidomy muzyk. Było klimatycznie, przez duże okna zaglądał do nas magiczny Lublin.