Pochodzący z Puław poseł dwóch ostatnich kadencji Sejmu, Jakub Kulesza, nie wystartuje w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Polityk związany poprzednio z ruchem Kukiz'15, a następnie Konfederacją i Wolnościowcami - wydał w tej sprawie obszerne oświadczenie.
W nowej kadencji Sejmu w poselskich ławach nie zobaczymy Jakuba Kuleszy - jednego z najbardziej popularnych polityków nowych formacji liberalno-konserwatywnych. Puławianin do parlamentu po raz pierwszy dostał się z listy ruchu Kukiz'15. W 2015 roku bliżej nieznanego wtedy, młodego informatyka, poparło ponad 15 tysięcy wyborców. Jeszcze lepszy wynik Kulesza zanotował w ostatnich wyborach zorganizowanych w roku 2019, kiedy otwierał listę Konfederacji. W swoim okręgu nr 6, czyli zachodniej Lubelszczyźnie, uzbierał ponad 24,4 tys. głosów.
"Mogłem robić co chciałem"
Jak to możliwe, że nazwisko gwarantujące kilkadziesiąt tysięcy głosów tym razem nie znajdzie się na żadnej liście? Jakub Kulesza mówi m.in. o wydarzeniach z roku 2022, które określa, jako "zakończenie sielanki".
- Przez dwie kadencje mogłem robić, co chciałem - przyznaje polityk, nazywając się przy tym najpierw "posłem na gapę" w klubie Pawła Kukiza, a następnie, już w Konfederacji, anarchokapitalistą "o jeszcze większej niezależności".
Pierwszym problemem, o którym wspomina poseł z Puław, była kara finansowa od Marszałek Sejmu nałożona za brak maseczki na sali plenarnej. Ta uszczupliła dochody Kuleszy, jak sam wylicza, o 70 tys. zł. Takie zachowanie Elżbiety Witek poseł Kulesza nazywa "zamachem na niezależność parlamentarzysty" oraz standardami rodem z "bantustanu".
Kij i marchewka od Mentzena
Kulesza pisze również o propozycji startu z okręgu warszawskiego, do czego miał nakłaniać go nowy lider Konfederacji, Sławomir Mentzen. Zdaniem autora oświadczenia, zachętą miało być w tym przypadku pewne miejsce w Sejmie. Pojawić miał się jednocześnie "kij", którego poseł nie zaakceptował. - Kijem była groźba, że jeśli nie przyjmę jego propozycji to on sprawi, że zniknę z polityki - stwierdza parlamentarzysta, który propozycję tego rodzaju, jak tłumaczy - bez wahania odrzucił.
Poseł wymienia również inne wydarzenia, które miały mieć wpływ na jego decyzję. Pisze m.in. o kontrowersyjnych wypowiedziach Janusza Korwin-Mikkego, których nie chciał autoryzować należąc do tego samego ugrupowania. - Oczywiście JKM miał na swoim koncie liczne wypowiedzi, z którymi się mocno nie zgadzaliśmy, ale te o Rosji wpisywały się w trwającą wojnę informacyjną i były swoistym przelaniem czary goryczy - tłumaczy Kulesza, wskazując to jako powód odejścia z partii KORWiN.
Wątpliwe szanse Wolnościowców
Puławski polityk początkowo współtworzył nowe koło poselskie, ale po odejściu Dobromira Sośnierza, zostało ono rozwiązane. Poseł z okręgu lubelskiego nie załamuje się jednak. Przekonuje, że "Wolnościowcy", czyli partia, którą obecnie współtworzy, "ma jakieś szanse" na wejście do Sejmu, "jak nie w tych wyborach, to może chociaż w następnych" - podsumowuje.
- W najbliższych wyborach nie będę startował do Sejmu. Przez pewien czas muszę popracować nad swoją niezależnością polityczną poprzez zwiększenie niezależności zawodowej, finansowej i rodzinnej - tłumaczy Jakub Kulesza, zapowiadając swój zawodowy powrót do sektora prywatnego w branży IT. Zapewnia jednocześnie, że z polityką nie kończy, pozostając członkiem wolnościowej partii.
Tymczasem była partia Kuleszy - Konfederacja, w lubelskim okręgu na pierwszym miejscu umieściła Bartłomieja Pejo, dwójkę dostał Rafał Mekler, a trójkę prof. Ryszard Zajączkowski.