Blisko wody, duże i tanie – takie grunty kupili ludzie od Agencji Nieruchomości Rolnych. Rzecz w tym, że tam gdzie na mapie biegnie droga, w rzeczywistości stoi ogrodzenie.
Skąd się wzięło ogrodzenie? Pan Jan ma działkę nad Łukczem od 33 lat. Kiedy w 2010 roku Agencja Nieruchomości Rolnych ogłosiła przetarg na działki po drugiej stronie gminnej drogi, on i jego sąsiedzi zdecydowali się na zakup. Aby połączyć działki w integralną całość, udali się do wójta gminy Ludwin Zbigniewa Ogórka z prośbą o przesunięcie drogi bliżej jeziora. Wójt się zgodził. – Uprzątnęliśmy teren i ogrodziliśmy go – mówi pan Jan. – Bez utwardzenia i wycinki drzew i tak droga nie byłaby przejezdna – tłumaczy.
– Ci, którzy zagrodzili drogę, proponują, abyśmy do ośrodka chodzili od strony rowu. Z małymi dziećmi przez zarośla i bagno? – pyta pani Joanna, która kupiła działkę od ANR.
– Choć gmina wydała nakaz rozgrodzenia, to sprawa dalej stoi w miejscu – dodaje pani Małgorzata. – Według mnie wójt działa na korzyść osób, które bezprawnie powiększyły swoje działki.
Pan Jan, który razem z sąsiadami postawił ogrodzenie, zaprzecza, że miało to na celu powiększenie działek. Zapewnia, że jest ono tymczasowe i "nikomu szkody nie czyni”.
– To bardzo skomplikowana sprawa. Teren, na którym ANR wyznaczyła drogę, to użytki ekologiczne. Utwardzenie go byłoby problemem – tłumaczy wójt Andrzej Chabros. – Wydaliśmy nakaz rozgrodzenia i umożliwienia właścicielom działek dojście do jeziora. Jeśli nie uda się polubownie rozwiązać sprawy, to pozostanie droga sądowa.