Prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące byłego komendanta policji. Autor doniesienia obstaje przy swoim.
- Śledztwo zostało umorzone z powodu braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienie przestępstwa – mówi Dorota Kawa, prokurator rejonowy w Lublinie.
Marek Kowalczyk dowodził lubartowską policją przez dwa lata. Na emeryturę odszedł na początku tego roku. Doniesienie na niego złożył jego były podwładny, obecnie emeryt. Twierdził, że słyszał o tym, że Kowalczyk wykorzystywał pracowników komendy do remontowania swojego domu. Miał się tego dowiedzieć od kogoś, kto u komendanta rzekomo pracował. Autor doniesienia nie ukrywał przy tym, że był z byłym szefem skonfliktowany.
Lubartowska prokuratura przekazała sprawę do Lublina, żeby uniknąć podejrzeń o brak obiektywizmu. Śledczy z Lublina przesłuchali pracowników komendy powiatowej policji w Lubartowie. Świadkowie zaprzeczali, że komendant kazał im pracować u siebie.
- Niektórzy z nich potwierdzali, że pojawiali się na posesji szefa – informuje prokurator Kawa.
Jeden z nich stwierdził, że zdemontował na posesji komendanta sosnową barierkę i daszek, bo dogadał się z byłym szefem, że będzie mógł zabrać te rzeczy. Wyciął też dwie jabłonie, bo mógł zabrać drewno. Zrobił to po godzinach pracy. Nowej barierki u komendanta nie montował.
Kolejny pracownik komendy zeznał, że w godzinach pracy pojechał na posesję szefa po deski na szalunek. Były własnością Kowalczyka, który pożyczył je do prac przy komendzie.
Prokuratura na koniec śledztwa przeprowadziła konfrontacje pomiędzy byłym policjantem, który obciążał szefa a pracownikami komendy. Każdy został przy swojej wersji.