• Idea festiwalu narodziła się poza Lublinem?
- Zawsze, żeby się coś zdarzyło, musi być jakiś grunt. Taki grunt zdarzył się w Rzeszowie. Grałem tam kilkakrotnie spektakle i pojawił się pomysł, że może tamtejszy teatr da gościnę takiemu festiwalowi. Z trudem, ale zbudowaliśmy taką formę, że w ciągu tygodnia można było przyjrzeć się temu, co w Polsce się działo. Tam ten pierwszy impuls się zdarzył.
• Czy zdarzył się także dlatego, że tam pracował i tworzył Józef Szajna, wybitny twórca teatru plastycznego?
- Pisząc założenia rzeszowskiego festiwalu przywołałem dwie osoby, które są z tą ziemią związane. Hasiora i Szajny. Szajny, który ma na poddaszu teatru stałą ekspozycję prac. Ale z tamtej ziemi pochodzi Kantor (Wielopole). Nawet, idąc dalej, ojciec Jerzego Grotowskiego, Marian - pochodził z Rzeszowa. Jeden z największych reformatorów polskiego teatru żywił się tamtą glebą, ziemią. VizuArt Festiwal Scenografów i Kostiumografów zdarzył się dwukrotnie. Ale także jak meteor zgasł, bo władze bardziej widziały impresaryjny charakter wydarzenia i pokazywanie gwiazd znanych z telewizji w miejsce kostiumów i scenografii.
• Teraz festiwal znalazł pewną przystań w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie?
- Tak. Jestem u źródła. Tu pracuję, tutaj mieszkam, tu testuję wizję plastyki w teatrze od 47 lat. No i rzecz chyba najważniejsza. Powód festiwalu. Chcieliśmy, żeby scenograf był tą osobą, która w spektaklu jest ważna, ma wartość i może powiedzieć o emocjach, które niesie dramat, literatura czy tekst, który jest transponowany na scenę.