Jedno ze stanowisk na zawodach wędkarskich w Markuszowie umiejscowiono tuż pod linią wysokiego napięcia. Doszło do wypadku, w wyniku którego zmarł 62-letni mieszkaniec Puław.
Organizatorzy wydarzenia przyznają, że popełniono błąd, a sprawę bada puławska prokuratura. Do tego nieszczęśliwego zdarzenia doszło w sobotę, 12 czerwca w Markuszowie. Na stawie trwały zawody wędkarskie, które organizowało koło PZW Puławy Miasto. Brało w nich udział około 30 osób. W pewnym momencie rozległ się huk, a jeden z wędkarzy stracił przytomność. Okazało się, że 62-letni puławianin, zarzucając przynętę, sięgnął linką wiszących nad lustrem wody przewodów wysokiego napięcia. Z powodu porażenia prądem, stracił przytomność. Na miejsce wezwano służby ratunkowe.
Jak informował nas tego samego dnia mł. asp. Kamil Karbowniczek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, 62-latek był reanimowany i odzyskał funkcje życiowe. Z powodu poważnych obrażeń ratowniczym śmigłowcem został zabrany do lubelskiego szpitala. Niestety, 21 czerwca mężczyzna zmarł.
Jednym z nasuwających się pytań jest to, dlaczego PZW Puławy Miasto, które odpowiadało za organizację zawodów, umieściło stanowisko wędkarskie w pobliżu linii energetycznej? – Trudno mi powiedzieć, jak wyglądała organizacja tych zawodów, bo osobiście za to nie odpowiadałem. Wiem, że zawody na tym stawie odbywały się już wielokrotnie. To, co się stało, było w mojej ocenie nieszczęśliwym wypadkiem, ale my przy kolejnych zawodach na pewno będziemy zwracali większą uwagę na bezpieczeństwo wędkarzy. Musimy dmuchać na zimne, żeby taka historia nigdy się nie powtórzyła – mówi Aleksy Piech, prezes puławskiego koła.
Za organizację wydarzenia odpowiadał wiceprezes koła do spraw sportu, Wojciech Poduch oraz sędzia Jarosław Magryta, sekretarz koła. Ten pierwszy przyznaje, że wypadkowi można było zapobiec. Niestety nikt w porę nie zainterweniował. – Nie jest mi łatwo po tym, co się stało. Czuję się częściowo odpowiedzialny za ten wypadek i wiem, że można było mu zapobiec na różnych poziomach organizacji zawodów. Zainterweniować zawczasu mogli sędziowie lub gospodarz łowiska. Protest mógł złożyć także sam zawodnik, do czego, jak wiem, był zachęcany przez innych wędkarzy. Tak się jednak nie stało, człowiek nie żyje, a my czasu nie cofniemy – mówi wiceprezes Poduch z PZW Puławy Miasto.
Jarosław Magryta o tym, co się stało 12 czerwca oraz jaką funkcję pełnił podczas markuszowskich zawodów, rozmawiać nie chciał.
Postępowanie w sprawie śmierci wędkarza prowadzi puławska Prokuratura Rejonowa. – Dotyczy ono spowodowania ciężkiego uszkodzenia ciała, którego następstwem była śmierć. Obecnie czekamy na wyniki sekcji i badamy okoliczności zdarzenia – mówi prokurator Katarzyna Abramowicz.