W elektrowni jądrowej w Krsko na wschodzie Słowenii w czwartek doszło do wycieku w systemie chłodzenia reaktora. Z powodu awarii elektrownia została wyłączona. Jaki wpływ na sytuację radiologiczną w Polsce ma incydent, do którego doszło 900 kilometrów od Lublina? Czy stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia oraz środowiska?
O awarii w elektrowni w Krsko w czwartkowe popołudnie poinformowała agencja STA, powołując się na oświadczenie operatora elektrowni.
– W celu dokładnego zidentyfikowania źródła wycieku i określenia dalszych kroków elektrownia musi zostać wyłączona, dlatego zespół operacyjny rozpocznie kontrolowane stopniowe zmniejszanie mocy - przekazał operator siłowni, cytowany przez STA. Poinformowano także, że wyciek nie ma wpływu na pracowników, ludność i środowisko i jest poniżej wartości dopuszczalnej, określonej w specyfikacjach technicznych.
Elektrownia jądrowa Krsko, to jedyna tego typu siłownia w Słowenii, położona niedaleko granicy z Chorwacją. Jej budowa trwała osiem lat. Działalność rozpoczęła w 1983 roku. Elektrownia miała funkcjonować przez 40 lat. Ministerstwo Środowiska Słowenii zdecydowało jednak o przedłużeniu jej pracy o kolejnych 20 lat. W ubiegłym roku elektrownia przeszła generalny remont.
Dziś rano do informacji o awarii elektrowni w Krsko odniosło się Krajowe Centrum Zarządzania Kryzysowego.
– W związku z doniesieniami medialnymi dotyczącymi wycieku w Elektrowni Jądrowej w m. Krsko w Słowenii, RCB nawiązało kontakt z PAA. Uzyskano informację, że zdarzenie nie ma wpływu na sytuację radiologiczną w Polsce i nie stanowi zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi oraz środowiska – poinformowano w komunikacie.
Brak zagrożenia potwierdza także monitor radioaktywności w powietrzu, który znajduje się na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
O komentarz dotyczący awarii w elektrowni w Krsko poprosiliśmy dr-a hab. Radosława Zaleskiego, prof. UMCS z Katedry Fizyki Materiałowej, zajmującego się fizyką oraz energetykę jądrową, współtwórcy kierunku bezpieczeństwo radiacyjne, który ruszył na lubelskiej uczelni w tym roku.
– To stary typ elektrowni. Doszło w niej do nieszczelności pierwotnego obiegu chłodzenia reaktora. W łazience, gdy nam coś przecieka, to trzeba szybko zakręcić kurek, naprawić i można dalej korzystać, W przypadku elektrowni jądrowej jest to bardziej skomplikowane - mówi dr hab. Radosław Zaleski, prof. UMCS i przypomina, że podobna awaria miała miejsca w 2008 roku. Wówczas w międzynarodowej, ośmiomiostopniowej skali zdarzeń jądrowych i radiologicznych INES (ang. International Nuclear and Radiological Event Scale) awaria została sklasyfikowana na poziomie 0, jako anomalia, która nie niesie za sobą żadnych skutków. – Reaktor i ten obieg chłodzenia są zamknięte w szczelnej obudowie bezpieczeństwa. Wyciek nie ma szansy wydostać się na zewnątrz – podkreśla profesor Zaleski.
Wykres na monitorze radioaktywności powietrza w Lublinie ulec może jednak znacznej zmianie jutro, gdy... spadnie deszcz.– Będzie to miało związek z wyższym poziomem promieniowania naturalnego – uspokaja prof. Zaleski.