W świdnickiej jadłodajni dla ubogich woleli wylać podarowaną zupę do ścieków niż nakarmić nią potrzebujących. Tłumaczą, że grochówka była zepsuta.
Zupę w jadłodajni wzięli. Jednak gdy ze sztabu przyjechali po kotły, zaczęły się problemy: "Ludzie to nie świnie!” usłyszeliśmy od pracownic z Kuchni im. Św. Brata Alberta - opowiada Rafał Sprycha ze sztabu WOŚP w Świdniku. - Panie twierdziły, że przywieźliśmy im zepsutą zupę. Musieliśmy je prosić, żeby wzięły od nas kilkadziesiąt bochenków chleba, które też nam zostały po finale...
W świdnickiej Kuchni Brata Alberta codziennie stołuje się około 300 osób. - Najbiedniejsi nie płacą w ogóle - mówi jedna z kucharek. - To około 40 darmowych talerzy zupy z chlebem. Reszta osób płaci za obiady albo ma abonamenty.
Grochówką, którą przywieźli organizatorzy WOŚP, można byłoby obdzielić wszystkich stołujących się. Ale w jadłodajni kucharki stwierdziły, że grochówka skisła i wylały ją do ścieków.
- To niemożliwe. Już drugi raz gotowaliśmy na wielką orkiestrę - zapewnia ze łzami w oczach Halina Bortacka, współwłaścicielka "Świdniczanki”. - Zupa była przygotowana ze świeżutkich składników. Można było to sprawdzić - próbki trzymamy 48 godzin.
Co na to sanepid? - Jeśli zupa jest gotowana w temperaturze powyżej 63 stopni Celsjusza, to można ją podawać następnego dnia - mówi Jerzy Kowalczyk, rzecznik lubelskiego sanepidu. - Oczywiście, jeśli była przez noc schłodzona. Wystarczyło ją przegotować.
Organizatorzy XIII Finału orkiestry są oburzeni zachowaniem pracowników jadłodajni. Tym bardziej że kierowniczka przyznała, iż zupą z jednego kotła jednak nakarmili biednych. - Bo w jednym kotle grochówka nie była zepsuta - twierdzi Ewa Śliwińska, szefowa świdnickiej jadłodajni dla ubogich.
- Rozdali grochówkę jedynie tym, którzy jedzą za darmo - mówi oburzony klient jadłodajni. - Bo gdyby rozdali ją wszystkim, nie sprzedaliby swojej zupy po 3,90 zł. Nie sądzę, żeby Brat Albert był z ich zachowania zadowolony.