Nasi pracownicy pili alkohol już po pracy - zarzeka się kierownictwo cyrku, który zawalił się pod naporem wichury.
Cyrk do Opola Lubelskiego zjechał w piątek przed południem. Pracownicy obsługi technicznej szybko postawili namiot. Na przedstawienie przyszło około 300 osób. Spektakl rozpoczął się o 17.30. Kilka minut później niebo pociemniało, a w namiot uderzyła trąba powietrzna. Konstrukcja zawaliła się na widzów - pisaliśmy o tym w sobotę.
Jak tylko karetki zabrały rannych do szpitali, policja zainteresowała się pracownikami cyrku. Okazało się, że pięciu z nich jest nietrzeźwych. Mieli od 0,3 do 2,8 promila. Zostali zatrzymani, a jak wytrzeźwieli, przesłuchali ich policjanci. W sobotę byli już wolni. - Będziemy ustalać, czy byli pijani przy stawianiu cyrku - mówi Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji.
Kierownictwo cyrku twierdzi, że pracownicy pili dopiero po pracy. - Ekipa techniczna postawiła konstrukcję i namiot wczesnym popołudniem - mówi Elżbieta Sławik, współwłaścicielka cyrku "Safari”. - Nikt z moich pracowników nie pił alkoholu podczas pracy. Potem mieli wolne, a przecież wtedy ja ich pilnować nie będę.
- Owszem, napiłem się, ale dopiero po akcji ratunkowej. Byłem zmarznięty i zmoczony - tłumaczy się Jacek Saługa, jeden ze zbadanych alkomatem. - Jestem tu muzykiem, nie rozstawiam namiotów.
Na potrzeby śledztwa miejsce katastrofy obejrzeli biegli. Mają ocenić, czy konstrukcję namiotu postawiono prawidłowo. Wczoraj policja przesłuchała około 20 pracowników cyrku. Niektórych już drugi raz.
Z blisko 40 osób, które ucierpiały w katastrofie, hospitalizowanych jest jeszcze pięć. Trójka najmłodszych dochodzi do siebie w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. W klinice w Lublinie leży też ciężko ranna kobieta.