50-letni mieszkaniec Zamojszczyzny nasadził sobie na prącie zardzewiałą nakrętkę od śruby. Jego przyrodzenie spuchło i posiniało.
- Pacjent wił się z bólu - wspomina Henryk Futyma, ginekolog i seksuolog z hrubieszowskigo szpitala. - Nakrętka wbiła się w prącie u jego nasady i zablokowała odpływ krwi. Akcja ratownicza trwała 45 minut. Udała się. Pomogliśmy mu.
Pacjenta przywiozła w ubiegłą sobotę na izbę przyjęć jego córka i zięć. Mężczyzna słaniał się na nogach i wskazywał na podbrzusze. - Gdy przystąpiłem do badania, aż oniemiałem - mówi doktor Futyma. - Jeszcze nigdy czegoś podobnego nie widziałem.
Prącie badanego mężczyzny zrobiło się sinofioletowe, przybrało nadnaturalne rozmiary, a u jego nasady tkwiła... zardzewiała, metalowa śruba. Nie można było jej w żaden sposób ściągnąć. Doktor Futyma zwołał specjalną naradę lekarzy (m.in. zaalarmowano zamojskich urologów) i wspólnie radzono, jak uwolnić uwięzione prącie. Jedni przekonywali, że śrubę trzeba przyciąć gumówką, inni, że trzeba piłować ją ręcznie. W końcu wybrano ostatnią wersję, bo elektryczne piły mogłyby pacjenta i jego "męskość” poparzyć.
Po specjalistyczne narzędzia posłano do... warsztatu samochodowego. Przy pomocy kilku ręcznych pił i imadła udało się pacjenta oswobodzić. - To sukces - raduje się Futyma. - Mężczyzna wraca do zdrowia.
Mieszkańcy powiatu hrubieszowskiego są zdziwieni. Zapewniają, że takie praktyki nie są miejscowym zwyczajem. - Ludzie różne rzeczy wyczyniają, a po pijanemu robią prawdziwe cuda - mówi Zygmunt Pękowski z podhrubieszowskiego Teptiukowa. - Ten był jednak trzeźwy. Chodziło podobno o taki dziwaczny zakład. I, co ważne, ten 50-letni gospodarz go jednak wygrał!
Nie udało się nam ustalić o co i z kim założył się ten niezwykły obywatel. Nawet lekarzom nie chciał tego wyjawić.
(bn)