W wyniku likwidacji Lubelskiej Regionalnej Kasy Chorych pracę straciłoby 220 pracowników. Odprawy dla nich pochłonęłyby
1 mln złotych. Likwidacja budynków, pieczątek, szyldów po to, by w ich miejsce tworzyć instytucje funduszowe jest - zdaniem niektórych - marnowaniem pieniędzy.
- Trudno mi na razie cokolwiek powiedzieć - mówi Izabella Sierakowska, posłanka SLD. - Nie mam pojęcia, jak będą działać fundusze i w jakich miastach. Na pewno trzeba zmodyfikować obecny system tak, aby pacjentowi było lepiej.
Zdaniem Teresy Liszcz, senatora Bloku-Senat 2001, pomysł likwidacji kas jest bezsensowny.
- Przecież to same SLD-PSL uchwaliły kasy chorych w 1996 roku - zauważa. - Są budynki, szyldy, pieczątki, ludzie. Likwidacja tego i tworzenie funduszy to kolejne koszty.
Chyba najbardziej zadowolone z likwidacji kas chorych byłyby pielęgniarki. One to bowiem hasło zamknięcia kas chorych uczyniły jednym ze swoich głównym postulatów podczas ubiegłorocznych strajków. - Trzeba zlikwidować kasy, a pieniądze przekazać samorządom - uważa Maria Olszak-Winiarska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Lublinie. - Nie wiem, na czym polegałoby funkcjonowanie funduszy. Oby nie sprawdziło się przysłowie "zamienił stryjek siekierkę na kijek”...
W LRKCh, która razem z innymi kasami działa od 1999 r., panuje atmosfera wyczekiwania. Pracownicy nic konkretnego nie wiedzą. Dowcipkują tylko między sobą: "To co, ile jeszcze pracujemy, miesiąc czy dwa?” Czy Adam Borowicz, dyrektor LRKCh śpi spokojnie?
- Tak - odpowiada. - Taka likwidacja wymaga czasu. Jesteśmy w trakcie podpisywania umów na zabezpieczenie opieki w przyszłym roku, dlatego nie sądzę, aby ktoś ten proces przerwał. Chociaż może się zdarzyć, że nagle, od nowego roku, przechodzimy od systemu kas chorych do budżetowego.
Dyr. Borowicz uważa, że likwidacja kas chorych niczego nowego nie wniesie.
- Nad sześcioma funduszami, które przekazywać będą pieniądze samorządom, musi być instytucja zwierzchnia. To nie zmniejszy administracji. Gdyby doszło do likwidacji, pracę w LRKCh straciłoby 220 osób, a odprawy dla nich pochłonęłyby około 1 mln.