Ogień rozprzestrzeniał się w bardzo szybko. Płomienie sięgały 10-15 metrów ponad wierzchołki pobliskich drzew. W nocy z czwartku na piątek w gaszeniu pożaru na składowisku opon w Rykach uczestniczyło aż 21 jednostek straży pożarnej.
To największy pożar, do jakiego w tym roku przyjechały ryckie zastępy PSP. Na placu znajdującym się między lasem a powiatowym wysypiskiem śmieci płonęło ok. 1200 ton opon, pożar zajmujący 4 tys. mkw. gasiło aż 21 jednostek, dwie z nich musiały przyjechać z Dęblina.
– Zgłoszenie dostaliśmy o godz. 23.21, po chwili jednostki PSP oraz OSP były na miejscu i rozpoczynały akcję – mówi st. kpt. Jarosław Lasek, rzecznik prasowy ryckiej straży. – Wiemy, że skład opon należy do lokalnego przedsiębiorcy, który chciał je przerabiać na olej opałowy.
– Ogień zobaczyłem z domu. Gdy przyjechałem rowerem zobaczyć co się dzieje, płomienie były już na wysokości pobliskich drzew – opowiada nam jeden z mieszkańców obserwujący piątkowe dogaszanie opon.
Płomień rozprzestrzeniał się w bardzo szybkim tempie. Kulminacja nastąpiła ok. godz. 1. – Wówczas płomienie wystawały jakieś 10-15 metrów ponad czubki drzew – opowiada Mariusz, strażak biorący udział w akcji.
Las, o którym mowa dosłownie styka się ze składem opon. Przy obecnym braku wilgotności pożar mógł się zakończyć o wiele gorzej.
– Dalej za drzewami znajdują się zamieszkałe budynki, dlatego pierwsze nasze działanie polegało na odcięciu linii rozprzestrzeniającego się ognie poprzez powalenie kilku drzew i wykopaniu rowu. Została wlana do niego woda – opowiada strażak. – Wozy strażackie, które znajdowały się 100 metrów od pożaru były tak nagrzane, że nie można było ich dotknąć.
Skalę pożaru dodatkowo obrazuje ilość wylanej na opony wody. Średnio jeden wóz strażacki może pomieścić od 4 do 6 tys. litrów wody, natomiast od przyjazdu jednostek na miejsce do godz. 13 każdy z wozów zrobił ok. 15 kursów do pobliskiego stawu, z którego pompowano wodę. – Wylewaliśmy wodę, jechaliśmy uzupełnić zbiornik, a po powrocie na miejsce, które gasiliśmy znowu stało w płomieniach – dodaje strażak.
Obecnie trwa dogaszanie opon, szacunkowo pali się jeszcze ok. 25 proc. składu. Po zupełnym ugaszeniu pożaru na miejscu pozostanie jedna jednostka straży, aby pilnować pogorzelisko.
Jarosław Lasek nie wyklucza, że mogło to być celowe podpalenie. Strażacy będący na miejscu nie mają wątpliwości. – Opony zajęły się od wewnątrz, ktoś musiał specjalnie podłożyć ogień – wskazują.
Na ustalenia policji trzeba poczekać, aż pożar zostanie w pełni ugaszony.