Mamy dość szykan i zastraszania – mówią pracownicy Biedronki w Poniatowej i Opolu Lubelskim. Oskarżają swojego przełożonego. Wraz z nimi protestują ci, którzy już pożegnali się z pracą.
– Sam powiedział, że chce rozwalić załogę – mówi pan Mikołaj, który wciąż pracuje w Biedronce. – Po kolei pozbywał się dobrych pracowników. Innym ciągle grozi zwolnieniem. Przeszukuje nasze szafki, dając do zrozumienia, że zawsze może coś podrzucić. Gdy wchodzi do sklepu, to nie wiemy, gdzie uciekać. Tak się nie da pracować.
Załoga zgłaszała problemy pracodawcy za pośrednictwem specjalnej, firmowej infolinii. Bez skutku. Ze skargą do inspekcji pracy nikt nie wystąpi. Każdy boi się utraty pracy.
– Dlatego chcemy im pomóc – mówi Danuta Mróz, była kierowniczka supermarketu. – Sama broniłam załogi i dlatego straciłam stanowisko. Szef rejonu znalazł dwie pracownice, które napisały na mnie donos. To nic, że wcześniej karano je za kradzież. To ja musiałam odejść.
Protestujący zwracają uwagę, że nikt ze zwolnionych nie miał na koncie nagan i upomnień.
– To nie miało znaczenia, bo promuje się ludzi według jakiegoś dziwnego klucza – mówi Katarzyna Wilczopolska, była pracownica Biedronki w Poniatowej. – Zwolniona kierowniczka wygrała przed Sądem Pracy, a szef rejonu nie poniósł żadnych konsekwencji. Słaliśmy listy, były telefony i spotkania.
Według protestujących, dyrekcja Jeronimo Martins, właściciela Biedronki, nigdy im nie pomogła. – Kierownik regionu cały czas rządził metodą donosów i zastraszania – mówi Elżbieta Grudzień, była pracownica firmy. – Oba sklepy zamienił w swój prywatny folwark.
Skutki polityki nowego szefa odczuła nie tylko załoga, ale również klienci. – Mamy bardzo dużo skarg na jakość obsługi i zaopatrzenia – mówi pan Mikołaj.
– Nic dziwnego. Raz kierowniczkę wysłano do innego sklepu, a na jej miejscu zostawiono stażystę. Po kilku dniach półki były puste. Często się zdarza, że np. w poniedziałek dostajemy od szefa rejonu konkretne polecenia. Wykonujemy je, jak w zegarku. W środę szef twierdzi, że zrobiliśmy to odwrotnie i ludziom się obrywa. Takie zarządzanie to u nas norma.
Pracownicy nie wiedzą, gdzie szukać pomocy. Nie zwalniają się, bo w okolicy trudno o etat.
– A szef doskonale to wykorzystuje – mówi Grzegorz Chęć, były pracownik supermarketu. – On nas jawnie straszył i poniżał. Wiedział, że nie będziemy wysyłać skarg. Wszyscy się bali.
Zapytaliśmy kierownika regionu, co sądzi o zarzutach pod jego adresem. – Odmawiam wszelkich komentarzy – mężczyzna odsyła do biura prasowego Jernimo Martins, właściciela Biedronki.
Opinie pracowników przekazaliśmy firmie Jeronimo Martins. Jej przedstawiciele zapewniają, że zabrali się już za wyjaśnianie sporu. Nie wiadomo jednak, kiedy firma zajmie oficjalne stanowisko.