Właściciel chorej krowy tuż przed jej śmiercią zabił i przeznaczył do spożycia jej cielę. Jedli wszyscy: żona, dwoje dzieci i teściowa. - Niepokoję się - mówi Józef K., właściciel chorej krowy. Przerażona jest cała wieś. - Boimy się, że nasze bydło też jest chore - mówią mieszkańcy.
Lekarze zapewniają, że choroba nie przenosi się przez mleko. - Potomstwo tej krowy raczej nie było zarażone, więc zjedzenie go nie powinno być niebezpieczne - uważa Jan Sławomirski, wojewódzki lekarz weterynarii w Lublinie.
Informacja o chorej krowie rozniosła się lotem błyskawicy. Na całą wieś padł strach. - Nie wiadomo co robić - mówią rolnicy.
Krowa z Krasnego to pierwszy w Polsce przypadek, w którym zwierzę wykazywało objawy choroby. - Miała jakąś padaczkę. Stała i nagle wywracała się na grzbiet. Pomachała trochę nogami i wstawała. Ale wyglądała normalnie. To trwało kilkanaście sekund, do pół minuty. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że to choroba szalonych krów - opowiada właściciel.
Objawy powtórzyły się 17 września. Krowę objęto nadzorem weterynaryjnym. Już 7 października padła. Jej łeb wysłano do badań. - Krowa została spalona, natomiast próbki trafiły do nas - wyjaśnia Michał Reichart, kierownik zakładu anatomii patologicznej w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach.
Ciała dwóch cieląt chorej krowy i czterech innych krów z tego stada spalono. Natomiast próbki mózgów trafiły do Puław. - Wyniki tych badań powinny być w poniedziałek - wyjaśnia J. Sławomirski. - Zakażenie zwierzęcia nastąpiło najprawdopodobniej drogą pokarmową wtedy, gdy mączki zwierzęce nie były jeszcze zakazane, czyli przed 1997 r.
Do spalenia trafiły także trzy krowy z gospodarstwa pod Izbicą w powiecie krasnostawskim, z którego ponad dwa lata temu chora krowa została kupiona.