Jedna osoba zginęła na miejscu, a siedem odwieziono do szpitala. Takie są skutki wczorajszego wypadku busa w Maziarce koło Annopola.
- Zginął człowiek. A to ja miałam siedzieć na jego miejscu - opowiada roztrzęsiona Kazimiera Chabrosz z Włodawy. - Cud od Boga, że w ostatniej chwili zajęłam fotel z tyłu busa...
Bus na rzeszowskich numerach rejestracyjnych wiózł jedenaście osób do Krakowa. Tam czekała ich przesiadka i dalsza podróż, m.in. do Anglii i Włoch. W Maziarce koło Annopola samochód gwałtownie zjechał z drogi i uderzył w drzewo. Przód kabiny został całkowicie zmiażdżony. Na miejscu zginął zmiennik kierowcy, czterdziestoletni mieszkaniec Włodawy. Czternastoletniego chłopca ze złamaniami nóg przetransportowano śmigłowcem do szpitala w Lublinie. Sześć innych osób, które ucierpiały w wypadku, trafiło do szpitala w Kraśniku. Jedna z objawami wstrząśnienia mózgu pozostała na obserwacji, resztę po opatrzeniu ran i złamań lekarze zwolnili do domu.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że winę za wypadek ponosi kierowca auta, które nadjechało z naprzeciwka.
- Wyprzedzał "na trzeciego”. Kierowca busa, chcąc uniknąć czołowego zderzenia, uciekł na pobocze i wpadł na drzewo - relacjonuje Janusz Majewski, rzecznik kraśnickiej policji.
- To był bordowy Mitshubishi Carisma - dodaje Michał Burdach, jeden z pasażerów rozbitego busa. - Nawet się nie zatrzymał. Wszystko dokładnie widziałem.
Policja wciąż poszukuje kierowcy mitsubishi, sprawcy wypadku.
Zakręt w Maziarce cieszy się ponurą sławą. Wielu kierowców łamie tu przepisy wyprzedzając innych, przekraczając prędkość, choć łuk jezdni i wzniesienie poważnie utrudniają widoczność. Kilka dni temu, niemal w tym samym miejscu, także kierowca busa uderzył w drzewo. Zasnął za kierownicą. Na szczęście nie było ofiar.
- Tu praktycznie nie ma drzewa, na które nie wpadł samochód. W sierpniu ub. roku zginęła na tym zakręcie młoda dziewczyna, a jeszcze wcześniej dwoje Rosjan - przypomina jeden z mieszkańców Maziarki.
Wczoraj na miejsce wypadku przyjechali drogowcy. Sprawdzali, co można zrobić, aby było bezpieczniej.
- Możemy postawić znaki ograniczające prędkość. Wszystko inne zależy od rozsądku kierowców - podsumował Henryk Kawa z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Kraśniku.