Aptekarze mają całkowity zakaz wydawania corhydronu. A prokuratura w Lublinie koordynuje ogólnopolskie śledztwo w sprawie groźnego leku. Bada, jak to możliwe, że znalazł się w sprzedaży.
Lubelska policja wspólnie z Narodowym Funduszem Zdrowia kompletuje listę nazwisk osób, które kupiły corhydron. - Będziemy do nich docierać i informować, żeby go nie przyjmowały - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik lubelskiej policji. Lek można oddawać do aptek, a te zgodnie z zarządzeniem wojewody powinny oddać pieniądze.
Już od środy śledztwo prowadzi lubelska prokuratura. - Sprawdzamy nieprawidłowości przy produkcji leku oraz niedopełnienie obowiązków przez osoby odpowiedzialne za jego wycofanie i nieostrzeżenie opinii publicznej - mówi Robert Bednarczyk, prokurator apelacyjny w Lublinie.
Szpital natychmiast wycofał corhydron i całą partię przekazał do badania. - Zgłosiliśmy sprawę do Wojewódzkiego Inspektoratu Farmaceutycznego - mówi Grażyna Szabat, asystentka dyrektora SP ZOZ w Janowie Lub. - Nadzór wstrzymał sprzedaż serii leku już następnego dnia. Ale 29 marca wydał decyzję o ponownym dopuszczeniu go do obrotu. Lek został przebadany w Warszawie, miał spełniać wszelkie normy. Według wojewody, któremu inspektorat podlega, wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. - Zachowano wszelkie procedury związane z wycofaniem i wprowadzaniem leku - twierdzi Piotr Kowalczyk, rzecznik wojewody. - Dlatego nie podejmiemy żadnych decyzji personalnych w tej sprawie.
Prokuratorzy przesłuchali już lekarzy z Janowa Lubelskiego i Siedlec, gdzie też stwierdzono przypadki zasłabnięć po podaniu leku. Wiadomo już, że na Lubelszczyznę trafiła spora partia corhydronu z niebezpiecznej serii. - Sprawdzamy, jak przebiegała dystrybucja od producenta do pacjenta - mówi Bednarczyk.