Mieszkańcy kamienicy przy ul. Kunickiego w Lublinie mogą odetchnąć z ulgą.
- To wielki postęp - cieszy się pan Jarosław, który został ostatnio pogryziony przez psy. - Poprzednio wróciły po dwóch tygodniach.
Jarosław S. właśnie wrócił ze szpitala, w którym spędził dziewięć dni. Z rany na nodze po psich ugryzieniach sączy się ropa. Lekarze stwierdzili martwicę tkanki. Mężczyzna z trudem się porusza.
Klatka przed kamienicą jest pusta dopiero od dwóch tygodni. Od lat dwa rottweilery trzymał w niej Janusz S., krewny pogryzionego mężczyzny. Pod koniec lipca Jarosław S. wracał ze sklepu do domu. Przed kamienicą spotkał stryja. Psy biegały po podwórku. Nie mógł przejść, więc zażądał, żeby krewny zamknął psy w kojcu.
Właściciel zareagował agresywnie: ubliżał i wygrażał bratankowi, a potem poszczuł na niego psa. Rottweiler rzucił się na mężczyznę. Odgonił go pałką ojciec zaatakowanego.
Mieszkańcy kamienicy w strachu żyli od dawna. Co jakiś czas dochodziło do pogryzień. W marcu psy zaatakowały kolegę Janusza S. A kilkanaście miesięcy wcześniej - brata Jarosława.
Policja postawiła Januszowi S. zarzut grożenia i doprowadzenie do uszkodzenia ciała bratanka. Sprawa jest w toku. Do sądu wpłynął już wniosek o ukaranie go za wykroczenie - posiadania psów niebezpiecznej rasy bez zezwolenia. Przy okazji policja wystąpiła o odebranie psów, które od pogryzienia były w schronisku. Janusz S. dostał grzywnę. Ponadto, sąd orzekł przepadek jego psów na rzecz Skarbu Państwa.
- W takim przypadku sąd zawiadamia organizację, która zajmuje się ochroną zwierząt - mówi Dorota Soczewa, przewodnicząca wydziału grodzkiego Sądy Rejonowego w Lublinie. - Ta zaś umieszcza psy w schronisku bądź u osób, które gwarantują, że odpowiednio się nimi zajmą.
Dojdzie do tego, jeśli wyrok się uprawomocni. Janusz S. może jeszcze zaskarżyć orzeczenie.