W środę okaże się, czy dojdzie do skutku blokada dróg zapowiadana przez podwykonawców włoskiej firmy Astaldi, która zrezygnowała z kontraktu na przebudowę linii kolejowej Lublin-Dęblin, zostawiając ich bez zapłaty.
Problem w tym, że roszczenia podwykonawców mogą przekroczyć wartość zerwanej umowy między PKP a Astaldi.
Jeszcze we wtorek wiele wskazywało na to, że blokady, która miała objąć także warszawskie metro, raczej nie będzie i że podwykonawcy wstrzymają się z tym protestem. Informację o tym, że akcja została zawieszona przekazał wojewoda, powołując się na jedną z firm postawionych przez Astaldi w trudnej sytuacji. Nie zdradził, o którego podwykonawcę chodzi. Ujawnił tylko, że jest to firma z Krakowa.
Poszkodowani przez Astaldi podwykonawcy mają dostać pieniądze bezpośrednio od kolei, która wypłaciła im już około 20 mln zł za prace wykonane dla włoskiej firmy. Problem mają zwłaszcza ci, którzy nie zostali zgłoszeni jako podwykonawcy do Polskich Linii Kolejowych, ale również oni mają dostać należne im pieniądze po udokumentowaniu, że faktycznie im się należą.