Znów mogę uczyć się wiary od ludzi. Znów mogę uczyć ich, że mogą się zmienić i przez to mogą także zmienić swój Kościół – rozmowa z ks. kanonikiem Zdzisławem Zającem, proboszczem parafii św. Marcina w Zemborzycach.
• Jak ksiądz pamięta z dzieciństwa Wigilię?
– Urodziłem się w Poniatowej, tam w rodzinnym domu odbywała się Wigilia. Dzień wcześniej wspólnie ubieraliśmy choinkę. Pamiętam czytanie Pisma Świętego, łamanie się opłatkiem i prezenty pod choinką. No i potrawy. Zawsze był karp, śledź był super dobry, ryba po grecku, barszczyk z uszkami, makowiec, kompot z suszu. Na drugi dzień jechało się do dziadków, tam zjeżdżała się cała duża rodzina Zająców.
• Jak to się stało, że mały Zdzisław został księdzem?
– Ciągnęło mnie do weterynarii, chciałem być leśnikiem. Po szkole podstawowej poszedłem do Liceum Rolniczego w Poniatowej. W 1981 roku zacząłem studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Lublinie.
• Powołanie?
– Pytałem kiedyś mojego księdza katechety, jak poznać, że ktoś ma powołanie? Zastanowił się i powiedział: nie wiem. Przychodzi taki czas, że chciałoby się tu, chciałoby się tam, a tu nagle się okazuje, że tylko tam. Kiedy leżałem na kamiennej posadzce w katedrze, modliłem się, żeby być dobrym człowiekiem-kapłanem, kapłanem-człowiekiem.
• Pierwsza parafia w Tomaszowie Lubelskim, skąd poszedł ksiądz do Kazimierza Dolnego?
– Z tamtego czasu została broda, długie włosy, bo to było przecież miejsce, gdzie przyjeżdżali hipisi, prosili, żeby na plebanii mogli się przespać. W 10 rocznicę święceń kapłańskich pojechałem do Rzymu. Na placu św. Piotra podszedł do mnie mój kolega ks. Jan Sobiło, obecny biskup pomocniczy charkowsko-zaporoski i mówi: Zdzichu, ja cię widzę na Ukrainie, będziemy razem pracować. Powiedziałem, no dobra, pójdę na rok. Myślał, że sobie z niego żarty robię. Nie żartujesz – zapytał. Nie. Na rok masz mnie na Ukrainie. I tak ten rok się wydłużył do 18 lat.
• To musiała być niezła lekcja?
– Najpierw poszedłem do Zaporoża. Uczyłem się rosyjskiego, uczyłem się tamtejszych zwyczajów. Po 9 miesiącach, zamiast wrócić do kraju, pojechałem do Berdiańska, miasta i portu nad Morzem Azowskim, położonego na Ukrainie w obwodzie zaporoskim, które od marca 2022 znajduje się pod okupacją rosyjską. I tam zostałem. Na 17 lat. Posługa na Ukrainie była nauką coraz większego zaufania Panu Bogu. I nauką odwagi. Nie znałem jeszcze wtedy modlitwy „Jezu, Ty się tym zajmij” ks. Dolindo Ruotolo, modliłem się „Boże, weź to wszystko w swoje ręce”.
• Z Ukrainy wrócił ksiądz na rok do Kazimierza Dolnego, co było potem?
– Przez rok byłem w Kazimierzu Dolnym, następnie przez 4 lata w Austrii. Całkiem inny świat. Na Ukrainie człowiek czuł się wolny, ale biedny, a przez to, że biedny, to bardziej pokorny. W Austrii środki do życia były, tylko wolności za grosz nie było. Jedna duża parafia, jeden ksiądz, wszystko opierało się na świeckich. Jak nie ma księdza w parafii, będzie świecki, zrobi nabożeństwo słowa, rozda komunię, pomodli się na pogrzebie i tak dalej. Ludzie myślą, że skoro tak dobrze się urządzili w życiu, to ksiądz jest im już niepotrzebny. 1 września 2020 roku przyszedłem do Zemborzyc.
• Jak się mieszka i pracuje w Zemborzycach?
– Znów mogę uczyć się wiary od ludzi. Znów mogę uczyć ich, że mogą się zmienić i przez to mogą także zmienić swój Kościół. Zawsze daję tu przykład św. Franciszka, św. Dominika, Ignacego z Loyoli. Byli święci i przez swoją świętość zmienili Kościół. Sami się zmienili i przez to zmienili Kościół.
• Dlaczego warto się zmienić?
– W swoich kazaniach przywołuję taką przypowieść: Jeden człowiek umierał i mówił: jak byłem młody, to chciałem cały świat zmienić. Ale okazało się, że nie mogłem świata zmienić. Jak byłem trochę starszy, chciałem coś w Polsce zmienić. Uszło kilka lat i okazało się, że nie mogę, nie idzie mi to. Pomyślałem: to zmienię chociaż najbliższą rodzinę. I też się nie udało. Teraz, kiedy już leżę na łożu śmierci, wiem jedno. Żeby zmienić swoją rodzinę, swoją ojczyznę, cały świat, trzeba zmienić samego siebie.
• Za chwilę Wigilia, kiedy zasiadamy do stołu, żeby się nasycić, złożyć życzenia i przygotować się do Świąt Bożego Narodzenia, wspominając i świętując narodziny Jezusa. Cofnijmy się w czasie do momentu zwiastowania, do wielkiej tajemnicy, kiedy Maria dowiaduje się, że urodzi dziecko? Co wtedy czuje?
– Musimy pamiętać, że Maryja jest Niepokalanie Poczęta. Jest przygotowana do przyjęcia Słowa Bożego- -Syna Bożego, ale nie przez jakieś tajemnicze obrzędy, lecz przez rozważanie wydarzeń swego życia w sercu swoim – jak mówi Biblia. Maria była młodą dziewczyną z Nazaretu, ale z drugiej strony żyła głęboko w sobie. Kiedy usłyszała głos anioła, to był to głos wewnętrzny. W Ewangelii św. Łukasza czytamy: Anioł rzekł do Maryi: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. (…) Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. (…) Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa”. Z pokorą, ale i z jeszcze większym zaufaniem odpowiedziała: Niech mi się tak stanie.
• To akt zaufania?
– Tak, akt wielkiego zaufania, który dziś przemawia do naszej wyobraźni. Nie każdy musi być świętym, ale niech ma zaufanie, bo każdy z nas może przeżyć swoje zwiastowanie. Bóg ma dla nas propozycję z planem miłości, chodzi o to, żeby Bogu zaufać.
• Zaufał też Bogu Józef?
– Józef był z rodu Dawida, wypatrywał przyjścia Mesjasza, jak Maria był człowiekiem skupionym, zaufał Bogu i Maryi. Zgodnie z prawem mógł odprawić Marię z domu. Jego postawa może być dla nas dziś wskazówką, żeby być bardzo wyczulonym na głos Boga. Taki też jest sens adwentu, żebyśmy byli wyczuleni na głos Boga. Niestety: jesteśmy ludźmi hałasu, przychodzimy do domu i włączamy telewizor, zaczynają nas zalewać informacje, jesteśmy tak zaprzątnięci sprawami tego świata, że coraz trudniej wypatrywać nam Boga w życiu.
• Jezus rodzi się w biednej stajence. Jak dziś odczytać takie przyjście na świat Jezusa?
– To jest obraz sprzed dwóch tysięcy lat, ale to jest obraz, który dokonuje się cały czas. Zgodnie ze słowami Ewangelii, że Jezus przyszedł do swoich, a swoi go nie przyjęli. Dziś Jezus nieustannie chce przychodzić do swoich, a wielu z tych „swoich” go nie przyjmuje. I to jest ból.
• Za moment będziemy świętować urodziny Jezusa.
– Jezus narodził się raz, ale tak naprawdę on ma się rodzić każdego dnia w każdym z nas. Już się Pan Jezus narodził i rodzi się, że tak powiem stale. Jeden z Ojców Kościoła pisze takie słowa, że my świętujemy pierwsze przyjście Chrystusa na ten świat, oczekujemy drugiego, a nie zauważamy trzeciego, które dokonuje się każdego dnia w każdym czasie.
• Boże Narodzenie w nas to znak?
– To mocny akcent, że Jezus Chrystus wchodzi w nasze życie. Czasami mówię w kazaniach o nieoficjalnym ósmym sakramencie: sakramencie spotkania, kontaktu z drugim człowiekiem.
• Mamy piątek, sobotę i niedzielę na zwolnienie i przygotowanie się do przyjścia Jezusa. Jak przeżyć te ostatnie godziny adwentu, żeby zobaczyć Jezusa, żeby mógł się w nas narodzić?
– Każdy ma na to swoją receptę. Ważne, żeby każdy taką potrzebę widział. Ważne, żeby widział to, co jest najważniejsze, że nie tylko ważne są okna umyte i podłogi wypastowane, ale ważna jest Dobra Nowina, która płynie z faktu narodzenia się Jezusa. Jaka metoda? Może w tym całym przedświątecznym zagonieniu ważny będzie taki moment, kiedy powiemy: Słuchajcie, zostawmy to wszystko, zasiądźmy wspólnie do piątkowego obiadu. Siądźmy przy stole razem, porozmawiajmy, co jeszcze moglibyśmy zrobić, jakie ozdoby na choinkę, zastanówmy się, jak wspólnie będziemy te święta przeżywać, kto do nas przyjedzie, do kogo my pojedziemy.
• Mówi ksiądz o Dobrej Nowinie. Jak to nowina?
– Cały czas ta sama: Nie bójcie się. Nie bójcie się, a to, co się dzieje w naszym życiu jest wpisane w Boży plan zbawienia. Tego wszystkiego dzisiaj nie rozumiemy, ale zrozumiemy kiedyś. Miejmy pewność, że Pan Bóg działa dziś. Wczoraj już przeszło, jutro jest niewiadome, dziś żyjemy, dziś mamy czas, żeby kochać. Powtórzę za błogosławionym kardynałem Wyszyńskim: „Ludzie mówią, że czas to pieniądz, a ja wam mówię: czas to miłość”.
• Pojedzie ksiądz do domu do Poniatowej? Czego ksiądz będzie życzył bliskim podczas łamania się opłatkiem?
– Tak, pojadę, potem wrócę do parafii, by odprawić pasterkę. Czego będę życzył? Ludzie mówią: Zdrówka, bo jak ono jest to wszystko inne będzie. Tak, będę życzył zdrowia, moja Mama ma prawie 87 lat, ale jeszcze bardziej wiary, bez której nawet zdrowie i życie, nie jest cennym darem dla wielu. Znamy przykłady złego podejścia do życia i zdrowia. „Szanowne zdrowie nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz”. Ufajmy Bogu jak Maryja. Kiedy jest wiara i zaufanie, kiedy jest Bóg na pierwszym miejscu to wtedy wszystko dobre jest na swoim miejscu.