Lubelski ZUS sprawdził już, czy byli członkowie Zarządu Województwa rzeczywiście są chorzy. Wyników swoich ustaleń nie chce jednak zdradzić. Ale po artykułach w prasie urzędnicy, którzy mimo zwolnień byli widywani w Urzędzie Marszałkowskim, przestali pokazywać się publicznie.
Mimo zwolnień niektóre osoby z odwołanego zarządu były widywane w Urzędzie Marszałkowskim. Tak było np. z Mirosławem Złomańcem. - Zaczęli się pilnować, kiedy to opisaliście - mówi jeden z urzędników.
Każdy z odwołanych członków zarządu podczas choroby dostaje z ZUS po ok. 6 tys. zł za miesiąc chorowania. To 80 procent podstawowej pensji z ostatniego miesiąca. Po doniesieniach w prasie o chorowitych urzędnikach, ZUS sprawdził w zeszłym tygodniu, czy byli członkowie Zarządu Województwa rzeczywiście niedomagają. - Nie mogę jednak podać wyników kontroli. Udzielania informacji o stanie zdrowia zabrania Ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych i o ochronie danych osobowych - mówi Mirosława Ufniarz-Witka, rzecznik prasowy lubelskiego oddziału ZUS.
- Domyślam się, że ZUS sprawdzał moje zwolnienie, ale ja nie muszę się niczego bać - zapewnia Henryk Makarewicz, były marszałek województwa. - Czeka mnie poważny zabieg, ale to moja prywatna sprawa. Nigdy nie symulowałem choroby. Przez całe życie byłem na zwolnieniu może kilkanaście dni.
Mirosław Złomaniec, były wicemarszałek, nie miał ochoty rozmawiać z Dziennikiem. - Jadę samochodem, a w ogóle proszę zadzwonić za tydzień. Dlaczego? Bo chcę od pana odpocząć - odpowiedział i wyłączył telefon.
Do Królikowskiej i Włocha nie mogliśmy się dodzwonić. Oprócz nich chorzy są nie tylko byli członkowie zarządu. Na zwolnieniu jest również rzecznik prasowy marszałka Marcin Futyma. Jak informuje Tomasz Makowski z biura prasowego UM, na długi, trzymiesieczny urlop poszedł Piotr Sawicki, szef Departamentu Współpracy Zagranicznej i Przedsiębiorczości (wziął go tuż po pamiętnej sesji).