Rozmowa z Piotrem Tomalą, lublinianinem i szefem programu Polski Himalaizm Zimowy 2016-2020
• Pod koniec maja został pan szefem Polskiego Himalaizmu Zimowego. Jak upłynęły pierwsze tygodnie w nowej roli?
– To były bardzo intensywne dwa miesiące. Ten czas upłynął głównie na spotkaniach i ustaleniach z potencjalnymi uczestnikami przyszłorocznej wyprawy. Rozmawialiśmy o wstępnych koncepcjach i strategii działania. Szukam też sponsorów.
• Jak duża grupa uczestników wyprawy jest brana pod uwagę?
– Oprócz wszystkich trzynastu osób z tegorocznej wyprawy oraz sześciu, które uczestniczyły w ubiegłorocznych przygotowaniach, mamy wstępnie wytypowanych kolejnych jedenaście. To dobrze rokujący wspinacze, którzy do tej pory nie mieli okazji sprawdzić się na ośmiotysięcznych szczytach. Chcemy dać im szansę udziału w wyprawach przygotowawczych, żeby mogły nabrać doświadczenia. Chciałbym, żeby w tym gronie było ok. 30 osób, z których wybierzemy kilkunastoosobowy ścisły skład.
• Czy w tej grupie jest Denis Urubko, który podczas ostatniej wyprawy odłączył się od ekipy i podjął nieudaną próbę samodzielnego wejścia na K2?
– Spotkałem się z Denisem, rozmawialiśmy przez kilka godzin. Deklaruje on chęć współpracy, uczestnictwa w wyprawach przygotowawczych czy pomocy w szkoleniach. To nie jest jednak tak, że jeśli weźmie w nich udział, to będzie pewniakiem do wyjazdu. Mam nadzieję, że znajdzie się w szerokim składzie, który ogłosimy w lecie przyszłego roku.
• A jak na ewentualną współpracę z nim reagowali pozostali uczestnicy ostatniej wyprawy?
– To nie jest łatwy temat. Kluczowe będzie to, żeby spędzić trochę czasu na wspólnych wyprawach i porozmawiać. Nie może być tak, że na ekspedycję pojedzie niezgrany zespół. Jeśli ekipa ma spędzić razem prawie trzy miesiące w górach, to musi być dopasowana pod każdym względem.
• Jak więc będą wyglądały przygotowania do kolejnej próby pierwszego zimowego wejścia na K2?
– Plan jest już opracowany. We wrześniu planowana jest wyprawa na Manaslu w Nepalu (8163 m. n.p.m. – przyp. aut.). Nie jest to szczyt trudny technicznie. Będzie to okazja do sprawdzenia jak osoby, które jeszcze nie były na takiej wysokości, czują się w tych warunkach, jak przebiega ich aklimatyzacja. W styczniu lub lutym wyruszy ekspedycja na jeden z siedmiotysięczników wchodzących w skład tzw. Śnieżnej Pantery. Natomiast latem wyprawa na nieokreślony jeszcze ośmiotysięcznik. Może to być K2, ale nie musi. Wszystko zależy od przebiegu dwóch wcześniejszych wypraw przygotowawczych. Właściwa ekspedycja rozpocznie się w grudniu przyszłego roku.
• Poprzednią wyprawę na K2 udało się zrealizować głównie dzięki dotacji Ministerstwa Sportu i Turystyki.
– Bardzo bym chciał, żeby tym razem było podobnie, ale nie będzie to takie proste. Szacowany koszt całego programu przygotowawczego, czyli czterech wypraw, to ok. 2 mln zł. Rozmawiamy z ministerstwem, szukamy też innych źródeł finansowania, ale nie ma jeszcze żadnych konkretów. Najlepszym rozwiązaniem byłoby znalezienie sponsora tytularnego.
• Podczas ostatniej wyprawy nie udało się zrealizować celu, jakim było pierwsze zimowe wejście na K2. O polskiej ekipie mówiło się jednak na całym świecie, głównie za sprawą akcji ratunkowej na Nanga Parbat, w której uczestniczył także pan. Czy to pomaga w rozmowach z potencjalnymi sponsorami?
– Większość ludzi, z którymi rozmawiam, śledziła naszą wyprawę i mniej więcej wie o co chodzi. Z pewnością rozpoznawalność hasła „K2 dla Polaków” ułatwia dotarcie do właściwych osób.
• Jaka będzie pańska rola w całym projekcie jako szefa PHZ? Czy praca organizacyjna pozwoli panu na aktywne uczestnictwo w wyprawach?
– Chcę w nich uczestniczyć, ale priorytetem jest teraz zorganizowanie tych wypraw i zapewnienie ich finansowania. W tym momencie skupiam się na tym i z tego powodu nie będę w stanie pojechać w tym roku na Manaslu. Ale jeśli do końca roku uda się zamknąć kwestie organizacyjne, będę mógł zająć się treningami i wziąć udział w kolejnych ekspedycjach.