Od trzech miesięcy Czechów zarasta chaszczami. Trawa przy jezdniach sięga już do pasa. Podobnie jest w wąwozie na LSM i w parku Ludowym. A wokół przetargu na koszenie miejskich trawników dzieją się dziwne rzeczy.
Przetarg ogłoszono w lipcu. Ratusz podzielił miasto na 12 rejonów. A firmy mogły starać się o umowę na utrzymanie i konserwację zieleni w nie więcej niż trzech rejonach. Na składanie ofert przedsiębiorcy mieli czas do 21 sierpnia. Na początku września miasto wybrało firmy odpowiedzialne za 9 rejonów. I sprawy utknęły w martwym punkcie. Wykonawców prac w pozostałych rejonach jak nie było, tak nie ma.
Czasu zostało niewiele. Bo oferty złożone przez zainteresowane firmy są ważne tylko przez 60 dni od daty otwarcia kopert. Termin upływa pojutrze. I jeśli urzędnicy nie zdążą do piątku, przetarg trzeba będzie unieważnić. A Czechów, park Ludowy i park Rury będą straszyć chaszczami aż do pierwszego śniegu. - Przecież z okien samochodu nic nie widać. Jeszcze trochę, to wydarzy się jakaś tragedia - mówi Andrzej Kunaś, mieszkaniec Czechowa.
Skąd te opóźnienia? - Dziś mogę powiedzieć tylko tyle, że przetarg dotyczący rejonów, o które pan pyta, nie został jeszcze zakończony - stwierdza Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta.
- Komisja zażądała dodatkowych wyjaśnień od firm biorących w nim udział.
Ustaliliśmy, że urzędnicy czekają, aż jedna z firm dostarczy pozwolenie na wywóz odpadów. Ale ta nie zdążyła na czas. Ratusz wyznaczył kolejny termin. Bez tego dokumentu firma byłaby całkowicie wykluczona z przetargu, co byłoby dla niej bolesną stratą. Bo umowy na konserwację i utrzymanie zieleni mają być ważne przez trzy lata.
- To nierówne traktowanie podmiotów, grzech zaniechania albo nieudolność komisji przetargowej - oburza się jeden z przedsiębiorców walczących o zlecenie. Prosi o anonimowość. - Jeżeli miasto unieważni przetarg tłumacząc, że oferty straciły swą ważność, odwołam się do Urzędu Zamówień Publicznych.