Połowa gmin z całego województwa walczy o pieniądze unijne na zieloną energię, w tym kolektory słoneczne. Tymczasem Lublin po te pieniądze nie sięga. Dlaczego?
Urząd Marszałkowski początkowo przeznaczył na zieloną energię 80,5 mln zł. Jednak na trwający właśnie konkurs przyszło 116 wniosków samorządów i należących do nich przedsiębiorstw. Dlatego tydzień temu zapadła decyzja, żeby zwiększyć pulę dofinansowania aż o 16 mln euro.
Jak pisaliśmy w środę, o pieniądze na kolektory słoneczne dla mieszkańców nie stara się Lublin. – Przede wszystkim nie mamy pieniędzy na wkład własny na zakup kolektorów – tłumaczą urzędnicy.
– Przecież samorządy nie dokładają do kolektorów ani złotówki! – zadzwonił do nas jeden z Czytelników, który w jednym z samorządów zajmuje się zieloną energią.
– To prawda. Jednak zanim UE dołoży pieniądze, my musimy zapisać je w budżecie. A mamy już bardzo dużo unijnych inwestycji i budżet trzeszczy w szwach. Zdecydowaliśmy, że chcemy budować obiekty, które służą ogółowi ludzi, np. boiska orliki – tłumaczy Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, do niedawna rzeczniczka prasowa prezydenta, a teraz jeden z jego zastępców.
– Tyle że projekt trzeba zapisać w budżecie dopiero po wygraniu konkursu, czyli w 2013 roku. Mam wrażenie, że urzędnikom z Lublina nie chciało się organizować spotkań z mieszkańcami, zbierać ankiety i deklaracje – ocenia nasz Czytelnik.
Urzędnicy mają też prawne wątpliwości. Mieczkowska-Czerniak tłumaczy, że mieszkaniec nieruchomości, na której znajdzie się kolektor, nie może pozbyć się lokalu lub domu przez pięć lat.
– Jak to upilnować? – zastanawia się. W praktyce miasto stałoby się dysponentem całego budynku, na którym znajdzie się kolektor. Poniesie również odpowiedzialność, jeśli, np. urządzenie uszkodzi dach.
Jak radzą sobie inne gminy? Podpisują z właścicielami nieruchomości umowę użyczenia na 5 lat. Więcej kłopotów może być przy zmianie właściciela nieruchomości. Nasz Czytelnik zapewnia, że to "kwestia dobrych prawników”.