Rozmowa z księdzem Januszem Kozłowskim ze Świdnika
- To będzie podróż mojego życia, do przejechania mamy ponad 4,5 tys. km. Jedziemy, oczywiście, rowerami, grupą z klubu Alpin z Rzeszowa. Będzie nas
ok. 50 osób z całej Polski. Ja reprezentuję nasz region. Trasę w jedną stronę planujemy przebyć w 29 dni, a cała wyprawa łącznie z odpoczynkiem i powrotem potrwa 45. Każdego dnia mamy do przejechania ok. 150 km. Jedziemy przez Słowację, Austrię, Włochy, Francję, Hiszpanię aż do Portugalii. To najdłuższa trasa, w jaką kiedykolwiek wyruszyłem. Swego rodzaju sprawdzian wytrzymałości, hartu, siły woli. Mam nadzieję, że wytrwam. Forma dopisuje.
• Jak wygląda życie w trasie?
- Pobudka o piątej, kąpiel w strumyku, msza, lekkie śniadanie, pakowanie
i w drogę. Przerwy robimy co 2 godziny. Uzupełniamy płyny, odpoczywamy. O 14 stajemy na obiad, przygotowuje go nasz kucharz. Posiłek musi być pożywny, ale lekkostrawny. Potem pedałujemy do 17-18. Potem prysznic, ognisko, kolacja, apel z modlitwą i błogi sen. Nocujemy w szkołach, przy parafiach, pod namiotami.
• Która to już rowerowa wyprawa księdza?
- Siódma zagraniczna. Trzy były do Rzymu, jedna do Lourdes we Francji, jedna do Wilna i na Węgry. Rocznie przejeżdżam ok. 20 tys. km. Jazda rowerem weszła mi w krew. Jeżdżę codziennie, nawet zimą. Dzięki temu mam dobre samopoczucie, świetną formę fizyczną, jestem życzliwie nastawiony do świata i po prostu chce mi się żyć.