Takiego bałaganu jeszcze nie widziałem - mówi jeden ze strażaków, biorący udział w ratowaniu zalanego Kosina w gminie Annopol. - Ci z lokalnych władz siedzieli sobie przy stołach nakrytych białym obrusem i patrzyli jak wojsko i straż naprawia wały. Zamęt panował także przy rozdzielaniu darów.
To skandal.
Według naszych rozmówców, którzy nie chcieli ujawnić swoich danych, z dnia na dzień atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. - Burmistrz Annopola spytał, czy 10 kilogramów kiełbasy wystarczy dla wszystkich, a było nas sześciuset - opowiada jeden z ratowników.
Mieszkańcy zagrożonych terenów nie angażowali się zbytnio w akcję. Tylko nieliczni chłopi oraz strażacy-ochotnicy pomagali ratownikom. - Lokalne władze nie potrafiły zabezpieczyć odpowiedniej ilości ludzi, którzy pracowaliby przy umacnianiu przesiąkniętych wałów - twierdzą policjanci.
- Nie ukrywam, że były spięcia pomiędzy lokalnymi władzami a wojskiem, strażą i policją - potwierdza Tadeusz Wojtak, starosta powiatu kraśnickiego. - Proszę jednak pamiętać, że sytuacja na wałach była bardzo poważna. W takiej chwili nie wszystkie podjęte decyzje mogły być trafne.
- Współpraca z lokalnymi władzami na pewno nie była idealna. Wszelkie nieporozumienia staraliśmy się na bieżąco wyjaśniać - oględnie mówi Tomasz Adamczyk, komendant Powiatowej Straży Pożarnej w Kraśniku.