Rozmowa z Krzysztofem Kornackim, dyrektorem Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Dziś świętują tam 60-lecie
- To miłe. Ale za zwieńczenie mojej zawodowej kariery uważam niedawne przekazanie przez sejmik na własność muzeum wszystkich 15 znajdujących się tu budynków, łącznie z pałacem, i 22-hektarowego parku.
• Dlaczego to takie ważne?
- Stajemy się wiarygodnym partnerem dla sponsorów, możemy także ubiegać się o fundusze europejskie. Dotąd wiele rozmów kończyło się fiaskiem. Potencjalni partnerzy nie chcieli zawierać umów z Zarządem Województwa, którego - zważywszy lubelską specyfikę - na drugi dzień mogło nie być.
• Po co wam te fundusze?
- Rozstrzygnęliśmy konkurs architektoniczny na budowę centrum szkoleniowo-hotelowego. W oficynie, w której Zamoyscy podejmowali rodzinę i co zacniejszych gości, chcemy ulokować dwugwiazdkowy stylowy hotel z 86 miejscami. W dawnej oficynie kuchennej znajdzie się restauracja. Mam nadzieję, że za dwa lata zrealizujemy te plany. Tym samym bylibyśmy jedynym muzeum w Polsce, które przywróciło dawne funkcje wszystkim historycznym obiektom.
• A nie denerwuje to pana, że wielu, szczególnie Amerykanom, muzeum kojarzy się jedynie ze zbiorami socrealizmu? Dopiero potem odkrywają wspaniałą spuściznę pozostawioną przez Zamoyskich.
- To wina Jacka Szczepaniaka, który ze zbiorów podrzuconych cichaczem do Kozłówki przez inne muzea uczynił naszą specjalność.
• I pan wnioskował dla niego o Krzyż Kawalerski, który otrzymać ma podczas dzisiejszych uroczystości?
- Ale taki order otrzyma też pani Róża Maliszewska, która dokonała rzeczy niebywałej - zinwentaryzowała wszystkie należące do muzeum zbiory. Dzięki temu wiele cennych eksponatów, które wywieziono z Kozłówki, powróciło na swoje miejsce.
• Wszystkie?
- Nie. Muzeum w Białymstoku, proszone o zwrot, odpowiada: "... ogromnie trudno byłoby nam się rozstać z tymi obrazami, bowiem wrosły one w charakter naszej ekspozycji”. A inni indagowani po prostu milczą.
Rozmawiał Zbigniew Miazga
Kozłówka: Fakty i smaczki
• Pałac nie ucierpiał podczas wojen. Latem 1944 r. do Kozłówki weszła Armia Czerwona. Dowódca, oszołomiony bogactwem wnętrza, był przekonany, że to muzeum i zakazał grabieży. Wkrótce pałac został upaństwowiony, a 4 listopada 1944 roku utworzone zostało pierwsze po wojnie muzeum.
• Już w 1946 r. rozpoczęło się wywożenie z pałacu po całej Polsce cennych zbiorów - do dekoracji urzędów i placówek publicznych, rezydencji. A także do uzupełniania zbiorów innych muzeów. W 1955 roku muzeum zostaje przekształcone w Centralną Składnicę Muzealną, znaczną część obiektów przejęła oświata. W zabytkowym parku urządzono ogródki działkowe a na terenie bażantarni pastwisko. Od 18 listopada 1977 roku w Kozłówce znów jest muzeum.
• Spadkobiercy ostatnich właścicieli Kozłówki domagają się odszkodowania za bezprawnie znacjonalizowane wyposażenie pałacu. Podkreślają, że nie dążą do likwidacji czy nawet zmiany w funkcjonowaniu muzeum. Sąd w Lubartowie potwierdził zasadność ich roszczeń. Wartość muzealnych eksponatów jest trudna do oszacowania. Rzeczpospolita podaje, że Zamoyscy chcieliby 5 mln dolarów, co stanowiłoby 40-50 proc. wartości zgromadzonych w Kozłówce dzieł. Nieruchomości nie są przedmiotem takich roszczeń.