Mama 2,5-latki zmarłej dwa miesiące temu w wypadku dostała z parafii zaproszenie do wspólnego z córką uczestnictwa w mszy. – List był zaadresowany na córkę. Myślałam, że mi serce stanie – mówi kobieta. Proboszcz przyznaje, że doszło do pomyłki, za którą przeprasza również lubelska kuria.
– Po śmierci córki tłumaczyłam sobie, że Bóg ją do siebie zabrał, dlatego że była tak dobra i idealna, że lepsza być już nie mogła – mówi ze łzami w oczach pani Anna (imię zmienione).
Jej córka, jedynaczka, dwa miesiące temu zginęła w wypadku samochodowym koło Lublina. Miała 2,5 roku. – Na początku marca były jej chrzciny, dwa tygodnie później doszło do wypadku. Ten sam ksiądz, który moją córeczkę ochrzcił, później ją pochował.
Ta sama parafia zaprosiła potem zmarłą dziewczynkę na nabożeństwo dla rodzin z dziećmi ochrzczonymi w ostatnim roku. List z jej imieniem i nazwiskiem trafił do skrzynki kilka dni temu: „Pragniemy zaprosić Was z dzieckiem na uroczystą Mszę świętą z błogosławieństwem dzieci” – czytamy w zaproszeniu.
– Myślałam, że mi serce stanie – wzdycha kobieta. – Było mi bardzo smutno i przykro, że ci, którzy powinni być dla nas wsparciem, nie mają żadnego porządku w księgach parafialnych i nie wiedzieli, że moje dziecko nie żyje. Tym bardziej, że na tę samą niedzielę, w tym samym kościele, była zamówiona msza za moje dziecko.
Roztrzęsiona kobieta, która od wypadku wciąż bierze leki uspokajające, zaraz po otwarciu listu chciała wyjaśnić sytuację na plebanii. Ksiądz, jak twierdzi matka, nie znalazł dla niej czasu. – Powiedział, że się spieszy, więc wróciłam do domu – opowiada pani Anna.
Jej mama poszła wieczorem do proboszcza. Wtedy usłyszała przeprosiny.
– Jest nam bardzo przykro. Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca. Ktoś nie sprawdził ksiąg kierując do rodziny to zaproszenie – przyznaje ks. Marek Urban, proboszcz parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w Lublinie i wyjaśnia, że w jego kościele wieloletnią tradycją są msze dla niedawno ochrzczonych dzieci. Zapowiada też, że wyjaśni dlaczego ksiądz, do którego przyszła matka, nie znalazł dla niej czasu. – Mnie wtedy nie było na plebanii – zastrzega.
Rodzinę przeprasza także lubelska kuria. – Bardzo mi przykro z powodu zdarzenia, które miało miejsce – mówi Adam Jaszcz, rzecznik archidiecezji. – Ważną częścią posługi księdza są kontakty z ludźmi, którzy liczą na nas i chcą być wysłuchani. Mają pełne prawo oczekiwać, że znajdziemy dla nich czas. Bijemy się w piersi, jeśli czasem źle ocenimy sytuację. Jestem przekonany, że duszpasterze z parafii udzielą rodzinie potrzebnego wsparcia i pomocy.