Lubelska Spółdzielnia Mieszkaniowa ogłosiła przetarg na sprzedaż atrakcyjnego mieszkania. Zgłosił się tylko wiceprezes spółdzielni. I kupił mieszkanie za kilkadziesiąt tysięcy mniej, niż było warte.
Tymczasem - jak poinformował nas wczoraj jeden z Czytelników - LSM właśnie mieszkanie sprzedała. I to za niewiele ponad 140 tys. złotych. Ustaliliśmy, że kupił je… Andrzej Mazurek, wiceprezes ds. ekonomiczno-finansowych LSM.
Jak to możliwe? Jesienią spółdzielnia wysiedliła z mieszkania rodzinę, która nie płaciła czynszu. Na początku grudnia ogłosiła przetarg na sprzedaż lokalu. Cena wywoławcza: ok. 140 tys. zł. Ofertę złożył tylko wiceprezes, niewiele wyższą od ceny wywoławczej. - Wszystko odbyło się zgodnie z prawem - mówi Mazurek. - Był oficjalny przetarg, były informacje w prasie o nim, każdy mógł się zgłosić. To nie moja wina, że nie startował nikt poza mną.
- Przyjechali w żółto-zielonych strojach z logo spółdzielni na plecach - dodaje pracowniczka pobliskiego kiosku. - Był też samochód spółdzielni.
- To prawda - nie kryje Mazurek. - Ale pracowali u mnie po godzinach albo gdy byli w spółdzielni na urlopach. Wszystko można sprawdzić - podkreśla wiceprezes. - Samochód też oficjalnie wynająłem i za to zapłaciłem. Po co miałem szukać gdzieś indziej, skoro był na miejscu.
Problemu nie widzi prezes LSM. - No i co w tym złego, że mieszkanie kupił pan Mazurek? - dziwi się Jan Gąbka. - Miał prawo. Tym bardziej że jest członkiem naszej spółdzielni. Był przetarg, on w nim wystartował. Był jedyny i wygrał.
A cena? - Skoro nie było więcej oferentów, to po co miał podbijać cenę - zaznacza Staniszewska. - Po prostu, zgodnie z prawem, wykorzystał świetną okazję.