Jest już nowa lista leków refundowanych – ustalili wczoraj reporterzy Dziennika. Ministerstwo Zdrowia ujawni ją 10 kwietnia. Ale już teraz wiemy, że będzie na niej mniej leków zagranicznych, a więcej polskich. Dla pacjenta oznacza to, że tańszych
– Skreśliliśmy leki pielęgnacyjne lub mało istotne w leczeniu – mówi Renata Furman, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia. – Dotychczasowy wykaz liczył wiele tomów nie zmienianych od 3 lat.
Nad wykazem pracowała tajna komisja. Tajna dlatego, aby nie dopuścić do nacisków firm farmaceutycznych. – Reprezentantów samorządu aptekarskiego w niej nie ma – mówi Marian Mikulski, prezes Okręgowej Rady Aptekarskiej w Lublinie.
– W komisji są reprezentanci różnych dziedzin medycyny – odpowiada R. Furman. – Ułożyli wykaz, który zaspokoi potrzeby pacjentów z różnymi schorzeniami.
Potrzeby zagranicznych koncernów także? – Do tej pory interesy firm polskich były na wykazie słabo reprezentowane. To się zmieni – tłumaczyła R. Furman.
Będzie więcej leków polskich, które są tańsze od zagranicznych. Może więc poprawi się pacjentom. W tej chwili 32 proc. z nich nie realizuje recept, bo nie ma pieniędzy. – Większość to osoby starsze – mówi Henryka Muda, kierowniczka apteki przy ul. Hipotecznej w Lublinie. – Jeżeli zdecydują się na lek, to biorą jedno opakowanie. Leków prawie nie kupują ludzie młodzi, utrzymujący rodziny. Nawet przepisanych przez lekarza antybiotyków.
Jest też drugie dno sprawy. Pacjentów nie stać na leki, bo lekarze wypisują drogie, zagraniczne farmaceutyki zamiast tańszych polskich.
– Przedstawiciel firmy prezentuje lek – mówi lekarz specjalista. – Proponuje układ. Za przepisanie określonej liczby opakowań można wyjechać na sponsorowaną wycieczkę zagraniczną, szkolenie. Lekarzom z klinik proponuje się wykład o leku i zapłatę od 500 zł do tysiąca złotych.