Większość rodziców jest zadowolona z opieki w szpitalu dziecięcym. Ale nie do końca. Bo musieli płacić za jedzenie, leki, opatrunki.
5 procent przyznało się do wręczania podarunków i "darowizn” lekarzom.
- W badaniu satysfakcji wzięło udział 572 rodziców i pacjentów - mówi Tomasz Zieliński, pełnomocnik ds. zarządzania informacją w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie, który przeprowadził badania. - Odpowiedzi świadczą, że szpital postrzegany jest bardzo pozytywnie. Aż 98,2 proc. osób poleciłoby naszą placówkę rodzinie i znajomym.
Na początek pytanie o izbę przyjęć. Jak długo czekała pani/pan na przyjęcie? 30 proc. ankietowanych odparło, że do 15 minut. A 6,6 proc., że powyżej godziny. Zdaniem połowy rodziców, lekarze i pielęgniarki z izby byli życzliwi. Znikoma grupka oceniła ich podejście do pacjentów bardzo źle.
Przy wystawianiu noty lekarzowi prowadzącemu brano pod uwagę uważne słuchanie rodziców i pacjenta, wyrażanie się w sposób zrozumiały, dostępność w godzinach pracy, życzliwość. Około połowa ankietowanych wyraziła się o lekarzu bardzo dobrze. Tylko niecały procent - bardzo źle.
Pytano rodziców, czy musieli ponosić dodatkowe koszty. Ponad 40 proc. odpowiedziało - "tak”. Wydawali pieniądze na dodatkowe leki, opatrunki, środki higieniczne.
5 proc. przyznało się do prezentów i "darowizn” dla personelu. - To nie musiały być pieniądze. Jak ktoś przyniósł kwiaty, też odpowiedział twierdząco - zauważa Zieliński i podsumowuje: Wypadliśmy dobrze. Nic nie będziemy zmieniać.
- Jeśli robi się badania samemu sobie, pozostaje cień niedosytu, co do bezstronności. Żeby ograniczyć błędy i wątpliwości do minimum najlepiej byłoby zlecić ankietowanie agencji zewnętrznej - studzi dobre samopoczucie szpitala socjolog Mariusz Gwozda. (step)