Statystycznie jest cacy. Zarabiamy więcej niż w poprzednich latach, więcej kupujemy, mniej jest bezrobotnych. Ale wciąż narzekamy.
Serce rośnie, gdy patrzy się na najnowsze dane obrazujące poziom naszego życia. W listopadzie ub. roku zarobiliśmy średnio o sto złotych więcej niż przed rokiem. Płace wzrosły m.in. budowlańcom, handlowcom, ludziom pracującym w transporcie i przetwórstwie przemysłowym.
Więcej zarabiamy, ale też więcej wydajemy. I to niekoniecznie na artykuły pierwszej potrzeby. Na przykład przed świętami ludzie rozchwytywali drogie telewizory plazmowe czy kina domowe. - Sprzedaż wzrosła nam o kilkanaście procent w całym kraju. Badaliśmy sprzedaż na podobnej powierzchni sklepowej i podobnej liczbie klientów - mówi Wioletta Batog, rzeczniczka Media Markt.
Ale jest też łyżka dziegciu. - Faktycznie, zarabiam więcej, bo wyrobiłam wszystkie nadgodziny. Teraz mam 1300 zł na rękę. To oczywiście mało - komentuje 30-letnia pracownica dużej firmy telekomunikacyjnej z Lublina.
Poza tym zwiększa się przepaść między bogatszymi, a biednymi. Według "Diagnozy społecznej” przygotowanej przez Radę Monitoringu Społecznego przy Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Warszawie dochody najbogatszych były w 2005 roku w Polsce pięć razy większe od dochodów najbiedniejszych (inne badania mówią aż o siedmiokrotnej różnicy). Na niewiele zdają się pocieszenia ekonomistów, że podobnie jest w innych krajach UE. W "Diagnozie” więcej osób niż kilka lat temu przyznało, że nie opłaciło rachunków za czynsz czy prąd. Owszem, rośnie sprzedaż, ale wielu ludzi nie wyjmuje pieniędzy z kieszeni tylko bierze kredyt.
Wielu bezrobotnych wyjechało na Zachód. Z naszego regionu ruszyło w poszukiwania chleba 50 tys. osób (dane Wojewódzki Urząd Pracy w Lublinie).
Powodu do zadowolenia nie mają rolnicy. Według statystyk spadły ceny skupu m.in. pszenicy, żyta, żywca wieprzowego (porównanie grudnia 2005 z grudniem 2004). Wielu plantatorów żeby utrzymać się na rynku sprzedaje towary poniżej kosztów produkcji.