Trzech ludzi, sześć rzek, jeden kanał i ponad 1000 pokonanych kilometrów. Po blisko dwóch tygodniach rejsu, wyprawa jachtem z Lublina do Wrocławia w piątek dotarła do celu
Urwane śruby, spanie w różnych dziwnych miejscach – wylicza napotkane po drodze problemy Szymon Pietrasiewicz z Centrum Kultury, jeden z uczestników Rejsu Kultury. – Myślałem, że ta podróż będzie spokojna. A okazało się, że trzeba być przez cały czas maksymalnie skupionym, żeby nie zahaczyć o konar czy wpłynąć na mieliznę – dodaje.
Rejs Kultury wyruszył z Lublina dwa tygodnie temu. Symboliczne wodowanie łodzi odbyło się na Bystrzycy podczas Nocy Kultury. Potem trasa wiodła przez Wieprz, Wisłę, kanał Bydgoski, Noteć, Wartę i Odrę. W kilku miejscach płynąć się nie dało. Tak było już na samym początku w Lublinie, gdzie łódź trzeba było przewieźć za miasto. Podobnie było we Włocławku i Bydgoszczy.
– Rzeki są nie do końca oznakowane, są zarośnięte i nieprzygotowane do takiej rekreacyjnej żeglugi. Szczególnie trudna jest Wisła. Na samym środku rzeki można się natknąć na goły grunt, a później trudno jest wypchnąć łódź na wodę – mówi fotograf Mikołaj Majda, drugi z uczestników rejsu. Trzecią osobą był muzyk Zbyszek Kowalczyk.
Równolegle z podróżnikami z Lublina, do Wrocławia dotarli przedstawiciele Gdańska, Katowic i Łodzi. To tzw. Koalicja Miast 2016, które przegrały z Wrocławiem walkę o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Mimo porażki cztery miasta wspierają się i współpracują z Wrocławiem. Dzisiejszy finał akcji zaplanowano jako część programu Mosty odbywający się na 26 wrocławskich mostach i kładkach. Lublinian będzie można też zobaczyć w telewizji, w porannym programie „Dzień dobry TVN”.
Po sobotnim finale akcji podróżnicy wrócą do Lublina. Tym razem już nie rzekami. Łódź zostanie przewieziona do Lublina na lawecie.