W nieokreśloną przyszłość odsuwają się decyzje o przyszłości BikeParku przy Janowskiej. Przebudowa nie wchodzi w grę tak długo, jak długo tor jest dowodem rzeczowym w śledztwie. A będzie nim dopóki nie ocenią go biegli, z których znalezieniem jest problem.
Śledztwo ustalić ma przyczyny tego, że oddany do użytku w 2010 r. BikePark, który kosztował 3 miliony złotych, nie nadaje się do jazdy, a korzystanie z niego jest wręcz niebezpieczne. W maju minie rok odkąd nadzór budowlany zakazał użytkowania obiektu. Wtedy MOSiR zlecił dwie niezależne ekspertyzy, które wykazały, że BikePark jest jednym wielkim bublem i że najwłaściwsze byłoby rozebranie go i zbudowanie od nowa.
Opinie zamówione przez MOSiR nie muszą być jednak wystarczającym dowodem dla prokuratury, która sprawdza, czy w tej sprawie można mówić o zaniedbaniach (albo czymś więcej) podlegających pod paragraf. Śledczy chcą mieć własną ocenę sytuacji, ale z jej uzyskaniem mają problem. Zbadania obiektu i wydania opinii właśnie odmówiła Politechnika Lubelska. Prokuratorzy muszą szukać innych ekspertów.
Nie powinien powstać
W jednej z ekspertyz zleconych przez MOSiR można przeczytać, że tor na byłym wysypisku ziemi z wykopów nie był dobrym pomysłem, że deszcz spowodował uplastycznienie się gruntu i osunięcie skarpy. Sprzyjać temu miało posadowienie nasypu na niestabilnym gruncie i nieprawidłowe odwodnienie. Według tej opinii błędy popełniono już na etapie projektowania.
Druga ekspertyza mówi o tym, że tor odkształcił się na skutek osiadania gruntu, który jest podmokły i grząski, a budowa torów w takim miejscu "niesie wielkie ryzyko uszkadzania”, a część "wykonano z naruszeniem zasad teorii plastyczności”.