Robotnicy mieli tylko przyciąć gałęzie. Z drzew zostały pnie. Nie wiadomo, czy tak okaleczone jeszcze odżyją.
Robotnicy okaleczyli drzewa rosnące wzdłuż bloku przy ul. Różanej 3 w osiedlu Ruta na Czubach. O sprawie zawiadomił nas (i Urząd Miasta) jeden z Czytelników. - Przez te drzewa ludzie na parterze mają ciemno, więc trzeba je przyciąć. Ale czy aż tak? - pyta Anna Krukowska z ul. Różanej. - Zostały smętne kikuty - dodaje pan Radosław, mieszkaniec Ruty. - Rok temu podobnie okaleczone zostały drzewa obok wieżowca przy Sasankowej. Przez całą wiosnę i lato zdołały wypuścić tylko po kilka gałązek. Szpetnie to wygląda.
Pan Radosław powiadomił o wszystkim Urząd Miasta. - Przeprowadziliśmy wizję lokalną - informuje Joanna Rachańczyk z lubelskiego magistratu. - Dokumentację fotograficzną przekazaliśmy do naszego Działu Zieleni.
Urzędnicy potwierdzają, że ogrodnicy spartaczyli pracę. - Drzewa zostały źle przycięte - przyznaje Józef Piotr Wrona, kierownik Działu Zieleni. - Okaleczonych zostało w sumie 16 okazów: trzy jarzęby i trzynaście jabłoni jagodowych - wyjaśnia Joanna Oniszko z Urzędu Miasta.
To, co zrobiono z drzewami na Czubach, jest wbrew sztuce ogrodniczej. - Obcinać można nie więcej niż 20 proc. korony, bo jeśli drzewo zostanie przycięte mocniej, gałęzie mogą się nie odrodzić - mówi Marta Kałużniacka, ekspert od miejskiej zieleni. - Ale cięcia są konieczne tylko wtedy, gdy następuje konflikt drzewo: - człowiek.
A konflikt jest. Drzewa przeszkadzają lokatorom mieszkań na parterze bloku. - Są bardzo blisko posadzone, w ogóle nie dopuszczają słońca. Rosną szybko i wszystko zasłaniają. Złożyłam w administracji podanie o ich wycięcie - mówi Henryka Kamińska, mieszkanka bloku przy Różanej.
Administracja może się spodziewać wkrótce innego pisma: zawiadomienia o nałożonej karze. Jej wysokość obliczają teraz miejscy urzędnicy. Kwota może sięgać kilkudziesięciu tysięcy złotych. - Wykonanie kary zawiesimy na trzy lata. Jeśli w tym czasie drzewa nie obumrą, kara zostanie anulowana - zapowiada Oniszko.
Z kierownikiem administracji nie udało nam się skontaktować.
Agnieszka Makaruk