Protest pielęgniarek ze szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie wisi na włosku. Być może już w styczniu odejdą od łóżek pacjentów w ramach strajku ostrzegawczego. Domagają się podwyżek, a „rozmowy ostatniej szansy” z dyrektorem nic nie dały.
– Mediacje zakończyły się bez zawarcia porozumienia. Pracodawca nie przedstawił żadnej propozycji. Jesteśmy rozczarowani takim traktowaniem, bo mieliśmy nadzieję na zakończenie sporu jeszcze w tym roku – mówi Mariusz Gnat, przewodniczący związku zawodowego pielęgniarek i położnych w szpitalu przy al. Kraśnickiej.
We wtorek w rozmowie z Dziennikiem związkowcy zaznaczali, że to miała być "ostatnia szansa" na porozumienie. W przeciwnym razie już w styczniu planowali strajk ostrzegawczy, który miałaby się najprawdopodobniej wiązać z odejściem od łóżek pacjentów.
Czy faktycznie do tego dojdzie? - Informacje na temat dalszych działań będziemy przekazywać na bieżąco - powiedział nam dzisiaj Mariusz Gnat.
Pielęgniarki domagają się wypłaty zaległych podwyżek, które gwarantowało im porozumienie kończące spór zbiorowy z 2018 roku (podwyżki o 25 proc. rocznie do pensji zasadniczej, wypłacane w latach 2019, 2020 i 2021), a także dodatków covidowych większej grupie pracowników.
Skarżyły się też na braki personelu i rosnącą średnią wieku w ich grupie zawodowej, która przekroczyła już 53 lata. Jak twierdziły, na oddziałach, gdzie jest wielu pacjentów, miało dochodzić do sytuacji, kiedy na dyżurze były tylko dwie pielęgniarki.
Ich zdaniem, prowadzone od wielu miesięcy rozmowy z dyrektorem szpitala (są z nim w sporze zbiorowym) niewiele dają. Jak dotąd nie pomogły też mediacje, ani interwencja w urzędzie marszałkowskim.
We wtorek dyrektor szpitala w rozmowie z Dziennikiem tłumaczył, że odniesie się do sprawy dopiero po zakończeniu mediacji. Po publikacji artykułu zmienił jednak zdanie i przysłał do redakcji oświadczenie. Zaznaczył, że „wobec rozpowszechniania nieprawdziwych informacji”, został do tego zmuszony. Tłumaczy, że nie może zgodzić się na podwyżki dla pielęgniarek, bo szpital jest w „fatalnej sytuacji finansowej”. Zgodził się natomiast zrealizować postulaty dotyczące warunków pracy. - Zarząd związku zawodowego to ignoruje, co pokazuje w ocenie szpitala, że te żądania nie miały faktycznego znaczenia i cały ciężar sporu dotyczy wyłącznie zwiększenia wynagrodzeń – zaznacza Piotr Matej, dyrektor szpitala przy al. Kraśnickiej.
Zwraca też uwagę na „zbieżność czasową wysuwanych żądań z terminem wyborów do struktur związkowych”. - Obecne działania związku zawodowego mają na celu bardziej wewnętrzne kwestie w zakresie obsadzania stanowisk zarządu związku, a nie działanie w imieniu interesów całej grupy zawodowej – pisze dyrektor. Argumentuje, że takie żądania pojawiły się dopiero w „okresie przedwyborczym”, a przez dwa lata nie było zarzutów co do realizacji porozumienia z 2018 roku.
Zaznacza, że dodatki covidowe są wypłacane „zgodnie z obowiązującymi przepisami”.
Dyrektor podkreśla, że szpital musi mieć przede wszystkim środki na leczenia pacjentów, a nie tylko podwyżki wynagrodzeń. – Żądania, na których skupia się teraz pan Mariusz Gnat, są zwyczajnie niemożliwe do zrealizowania, z czego powinien zdawać sobie sprawę – dodaje Matej. Zapowiedzi strajku ostrzegawczego nazywa „stawianiem drugiej strony pod ścianą, czy grożeniem stworzenia sytuacji niebezpiecznej dla pacjentów tylko po to, aby uzyskać świadczenia pieniężne”.