Seniorka z Lublina skorzystała z rządowej oferty i kupiła nowy telewizor z dopłatą od państwa. Szybko odezwał się minister, który uznał, że sprzęt jest za drogi i kobieta musi oddać 250 zł. Ale finał jest dla kobiety szczęśliwy.
Sprawa ma związek ze zmianą systemu nadawania naziemnej cyfrowej telewizji. Od wiosny w nowy standard wchodziły kolejne regiony, a 27 czerwca stary sygnał wyłączono w województwie lubelskim. Na długo przed zmianami rząd tłumaczył, że któregoś ranka można się obudzić bez kanałów telewizyjnych. To mogło spotkać kogoś, kto miał dekoder lub telewizor nie przystosowany do nowego standardu nadawania. Dane z końca czerwca wskazywały, że odpowiedniego sprzętu nie ma jeszcze w 1,23 mln domów.
Żeby móc dalej oglądać telewizję, trzeba było kupić albo dekoder, albo telewizor. Rząd, za zgodą parlamentu, wprowadził stosowne dopłaty. To 100 zł do dekodera lub 250 zł do telewizora. Trzeba tylko złożyć wniosek (przez internet lub w placówce pocztowej) i otrzymuje się specjalny kod do realizacji w sklepie z rządowej listy. Ten program funkcjonuje do końca tego roku.
Kilka dni temu Kancelaria Premiera pochwaliła się sukcesem. Przyznano już ponad 500 tys. dofinansowań do dekoderów i telewizorów. Jedną z osób, która z tego skorzystała, jest pani Janina. 79-latka z Lublina pod koniec kwietnia kupiła telewizor w jednej z popularnych sieci ze sprzętem elektronicznym. – Wybrała model za 4,5 tys. zł. Sam bym się na to nie zdecydował, ale to jej decyzja – opowiadał nam syn kobiety, pan Krzysztof.
I niemal od razu zaczęły się kłopoty. Do seniorki przyszedł list od Janusza Cieszyńskiego, ministra w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Urzędnik zażądał zwrotu 250 złotych. Dlaczego? Uznano, że sprzęt jest za drogi. „(…) uzyskane przez Panią świadczenie zostało przeznaczone na zakup telewizora w cenie co najmniej czterokrotnie wyższej niż telewizor posiadający podstawowe funkcjonalności i również umożliwiający dalszy odbiór bezpłatnej naziemnej telewizji cyfrowej (…)” – uzasadnili urzędnicy.
Wypuściliście bubel
Pan Krzysztof stanął w obronie mamy. Zauważył, że nigdzie w ustawie wprowadzającej dopłaty nie ma wskazanych limitów. Sprzedawcy też nie informowali o ograniczeniach. Kiedy pierwszy raz pisaliśmy o sprawie, zapytaliśmy kilka sieci sklepów o tę kwestię. Odpowiedziała jedna. – Po starcie systemu otrzymaliśmy komunikaty z prośbą o przekazywanie pracownikom i klientom informacji o idei programu oraz materiały graficzne do adaptacji. Komunikacja nie zawierała wytycznych, do jakiej kwoty można sprzedawać telewizory z rządowym dofinansowaniem – przyznała Wioletta Batóg, reprezentująca MediaMarktSaturn Polska.
Pani Janina odpisała na pismo ministra. Spokojnie wytłumaczyła, że TV kupiła za oszczędności oraz pieniądze dzieci. – Kupiłam telewizor o odpowiednich parametrach dla mojego zdrowia i wzorku – wyjaśnia seniorka.
Urzędnicy się ugięli. Nie chcą już pieniędzy i postępowanie umorzyli. Uznali, że złożone wyjaśnienia potwierdziły trudną sytuację gospodarstwa domowego.
– W związku z powyższym nie pozostaje mi nic innego, jak stwierdzić, iż wyszedł Państwu bubel prawny, który przez urzędników jest dowolnie interpretowany i służy do nękania uczciwych ludzi – tak pani Janina napisała do Kancelarii Premiera.
TVP górą
Na nowy system nadawania miały przejść wszystkie stacje telewizyjne. Potem jednak publicznej TVP pozwolono korzystać ze starego sygnału do końca tego roku. Tłumaczeniem była wojna na Ukrainie i to, że w razie zagrożenia stosowne komunikaty mają dotrzeć do jak największej liczby obywateli. Oprotestowały to stacje komercyjne, które uznały, że mogą przez takie działania rządu stracić i widzów, i wpływy reklamowe